czwartek, 30 czerwca 2016

Drogi Tato... #1

Drogi Tato...

Dawno do Ciebie nie pisałam, częściej chyba jednak rozmawiamy. Prawie codziennie, często w biegu, bo nie ma czasu. Absurd? Jak dla Taty mogę nie mieć czasu? Ostatnio łapie sie na tym, że gonie za dobrami materialnymi, zapominając o Tobie. To źle...

Przez ostatnie 6 miesięcy klęczałam w duchu przed Tobą, cała poraniona. Podkrążone oczy zakrywane toną makijażu po przepłakanych nocach, poobgryzane ze stresu paznokcie. Napady autoagresji, walczyłam sama z sobą. Czułam się jakby zamknięto mnie w ciasnej klatce, a ja obijam się o jej ściany. Ty na to wszystko patrzyłeś z politowaniem. Widziałeś, że zapominam o Tobie, ale stałes cichutko i patrzyłeś, jak sobie radze...

Nie dawałam sobie rady, rozumiesz? Czułam sie cholernie samotna. Jak Jezus podczas modlitwy w Ogrójcu. Wszystko było jakieś szare, mętne... Każde źle powiedziane ludzkie słowo w moją strone siekało moją skórę. Dla ludzi z otoczenia nadal byłam szczęśliwą osobą, choć w marcu coś we mnie pękło... Przestałam udawać tą uśmiechniętą Weronikę, szczerze? Wiem, ludzie znają mnie jaką tą beztroską i zawsze pełną pozytywnej energii osobę, ale ja już taka nie jestem, nie potrafię, Wolałam udawać, że nadal taka jestem, bo tak łatwiej. Trzeciego miesiące 2016 roku postanowiłam przestać grać, i kiedy teraz jest czerwiec doszłam do wniosku, że chyba jednak wole udawać.

Przez te kilka miesięcy wydarzyło sie tak wiele. Zobaczyłam jak potrafie być silna, kiedy w domu ciągle coś jest nie tak... Moje serce mimo wielu blizn, nadal da się rozciąć. Dotarło do mnie, że nie każdy musi mnie skrzywdzić i że, ja też ranie...

Uwielbiam ten moment kiedy pokazujesz mi, że ja sama nie dam sobie rady. Tą chwile kiedy płacze z bezsilności, kiedy tone w łzach. Zawsze uświadamiasz mi to podczas spowiedzi, ta przejmująca pustka we mnie z którą zmagam sie co dnia, zostaje zapełniona.

Spowiedzi na Lednicy i kazanie poruszyło moje zamykające sie znowu na Ciebie serce... Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale też Eucharystia na zakończenie roku miała coś w sobie. Ten komunikat, Twoje Ciało... Czułam je. Kiedy klęczałam, wpatrując się w ołtarz czułam ciepło i pozytywną energię.

Nie powiem, wstydziłam sie rozciągnąć ręce i je podnieść. Co powiedzą znajomi? Zabawne. Nadal się w pewnym sensie wstydzę Ciebie, to źle. Przełamałam się, byłam szczęśliwa, że sie powoli otwieram na Ciebie przy ludziach. Nie boję sie pokazywać, że wierze.

Choć ostatnio krzyżyk na szyi i moja dziesiątka na ręce zaczęły mi ciążyć. Nie podoba mi sie to, nie wiem czym to jest spowodowane. Niech to minie, jak najszybciej. Wiara to nie jest łatwa sprawa. To ciągła walka, żeby nie zboczyć z właściwej drogi...

Ja jeszcze sie odezwę, brakuje mi słów... Ciężko sie pisze... Łzy płyną. Kiedy myślę o tym wszystko
.
Dobranoc Tato ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz