czwartek, 25 sierpnia 2016

Co jest fajnego w niszczeniu emocjonalnym?

Nie wiem, jak w ogóle niszczenie emocjonalne można nazwać fajnym. Tylko sadyści są w stanie tak to określić.

Moim zdaniem nic nie ma w tym fajnego, ani w żaden sposób pozytywnego.
Myślę, że każdy z nas choć raz w życiu został potraktowany w ten sposób. Nawet w małym stopniu. I nikt nie powie, że jest to przyjemne uczucie godne polecenia.

Wręcz powinno się tępić ludzi, którzy niszczą innych emocjonalnie.

I mimo, że nie zawsze jest to świadomy zamysł, często bywa też tak, że najmniejszy szczegół jest w stanie bardzo negatywne, wręcz destrukcyjnie podziałać na drugą osobę. Wszystko zależy od tego, jak odbiera poszczególne bodźce, czyny, słowa. Nieważne, jaka jest to relacja, zawsze trzeba być ostrożnym w kontaktach z innymi osobami. Szczególną ostrożność należy, moim zdaniem, zachować wtedy, kiedy ktoś nam ufa wręcz bezgranicznie. Kiedy ktoś nazywa nas przyjacielem, ukochaną/ukochanym, albo najzwyczajniej - jest z nami spokrewniony.

Właśnie te najmocniejsze więzi, najbliższe naszemu sercu są w stanie najbardziej nas zniszczyć, doprowadzić na samo dno. Są w stanie nawet, kiedy ktoś jest bardzo słaby psychicznie, spowodować przeróżne tragedie.

Dlatego jeśli mamy przy sobie najważniejsze dla nas osoby, powinniśmy się cholernie pilnować, by nikogo nie skrzywdzić. Bo nie tylko im można zadać ból, ale też w momencie, kiedy sami się wreszcie opamiętamy, jedyne, co będziemy do siebie czuli to obrzydzenie i wstręt, że mogliśmy tak bestialsko kogoś potraktować.

środa, 6 lipca 2016

Bycie człowiekiem wymaga praktyki?

Bycie zwykłym człowiekiem nie wymaga żadnej praktyki. Jakby nie patrzeć - rodzimy się jako ludzie.

Ale już bycie Dobrym człowiekiem... to jest duże wyzwanie.

Nie każdy potrafi niestety być taki, jaki powinien. Nie każdy ma tyle siły w sobie, by walczyć o to, by inni się czuli przy nas szczęśliwi.

Niejednokrotnie bywa też i tak, że przez kilka złych momentów ludzie nam bliscy, na których nam zależy, zaczynają się naz zwyczajnie... bać. Robią wtedy wszystko, by uniknąć sytuacji, w których moglibyśmy posunąć się do zachowania, które budzi w nich owy strach.

Przyznam szczerze, że i ja mam jak i miałam kilka osób, przy których po prostu bałam się cokolwiek powiedzieć. Bo wiedziałam z góry, jaka może być ich reakcja.

Bycie nie do końca dobrym człowiekiem nie wymaga zbyt wiele wysiłku. Wystarczy kilka naprawdę mocnych awantur, by wzbudzić strach i pewnego rodzaju niechęć do siebie. Choć jak wiadomo, co też nie raz sama powtarzałam i będę powtarzać - każdy człowiek ma prawo do gorszych dni. Jednak wszyscy powinniśmy znać granicę, której przekraczać nie powinniśmy nigdy.

Bycie dobrym człowiekiem - myślę, że to po prostu wychodzi. Nie raz z wychowania, a często i zwyczajnie z potrzeby serca. Bycie uprzejmym, pomocnym, zawsze chętnym do rozmowy, czy nawet do spędzenia miło czasu wspólnie - jakkolwiek, bez większych wysiłków przeważnie sprawia, że ludzie do nas lgną, a nie odwracają się.

Życie jest krótkie, nigdy nie wiadomo, co się wydarzy następnego dnia. Dlatego powinniśmy być otwarci na innych, a gorsze dni odwlekać w czasie najbardziej jak to możliwe. A nawet kiedy już nas one dopadną - nie doprowadzać do skrajnych sytuacji. Bo to niszczy obie strony.

sobota, 2 lipca 2016

"Jak możesz stawiać kolejne kroki, skoro ciągle dygoczesz i płaczesz?"

Kiedyś płakałam bardzo często.
Jakiś czas temu nawet najprostsze słowo, najmniejszy gest był w stanie wywołać u mnie łzy. Nieważne, czy były to łzy smutku, czy radości. Choć te drugie pojawiały się rzadziej. Byłam osobą bardzo słabą. Zaledwie w ułamku sekundy można było sprawić, że stałam się krucha jak lód w gorące dni.

Dziś wiem, kim jestem.
Wiem, na co mnie stać.
Wiem, czego chcę, potrzebuję.
Jak i wiem, czego wolę unikać. Co działa na mnie destrukcyjnie.

Dziś już nie płaczę i nie dygoczę. A przynajmniej bardzo się staram.
Choć nie chcę zapeszać - muszę przyznać, że póki co wychodzi mi bycie silną.

Zamknęłam już za sobą na cztery spusty rozdziały, które działały na mnie bardzo negatywnie. Te, które mnie niszczyły.
Klucz do tych rozdziałów leży na dnie mojego serca. A z dnia na dzień wytwarza się na nim coraz większa warstwa kurzu.

Nie wracam już do tego, co było. Ale to nie znaczy, że zapomniałam. Nigdy nie zapomnę. Ani chwil dobrych, ani złych. Nie jestem maszyną, która w kilka sekund wyrzuci z pamięci kilka miesięcy własnego życia.
Ten czas ukształtował mnie bardzo. Najwidoczniej potrzebowałam tych wszystkich kopniaków, by uświadomić sobie, że tak naprawdę nie są one w stanie mnie zniszczyć na stałe.
Obecnie, dzięki temu, co było, jestem osobą dużo bardziej silniejszą.

I choć już nigdy nie dopuszczę do sytuacji, które podziałają na mnie destrukcyjnie, nie czuję żalu do tego, co się wydarzyło. Najwidoczniej tak miało być.
Aczkolwiek z drugiej strony jestem wdzięczna losowi, że podstawił mi pod nos takie, a nie inne sytuacje, chwile, uczucia. Wszystkie z tych momentów były niebywale cenne i stały się ogromną lekcją, z której wyciągnęłam odpowiednie na przyszłość wnioski.

I mimo tego, iż wiem, że przeszłość się będzie za mną ciągnęła w nieskończoność, teraz maluję swoją przyszłość od nowa. Dużo bardziej kolorową, ciekawą, z uśmiechem i większym dystansem do wszystkiego.

czwartek, 30 czerwca 2016

Drogi Tato... #1

Drogi Tato...

Dawno do Ciebie nie pisałam, częściej chyba jednak rozmawiamy. Prawie codziennie, często w biegu, bo nie ma czasu. Absurd? Jak dla Taty mogę nie mieć czasu? Ostatnio łapie sie na tym, że gonie za dobrami materialnymi, zapominając o Tobie. To źle...

Przez ostatnie 6 miesięcy klęczałam w duchu przed Tobą, cała poraniona. Podkrążone oczy zakrywane toną makijażu po przepłakanych nocach, poobgryzane ze stresu paznokcie. Napady autoagresji, walczyłam sama z sobą. Czułam się jakby zamknięto mnie w ciasnej klatce, a ja obijam się o jej ściany. Ty na to wszystko patrzyłeś z politowaniem. Widziałeś, że zapominam o Tobie, ale stałes cichutko i patrzyłeś, jak sobie radze...

Nie dawałam sobie rady, rozumiesz? Czułam sie cholernie samotna. Jak Jezus podczas modlitwy w Ogrójcu. Wszystko było jakieś szare, mętne... Każde źle powiedziane ludzkie słowo w moją strone siekało moją skórę. Dla ludzi z otoczenia nadal byłam szczęśliwą osobą, choć w marcu coś we mnie pękło... Przestałam udawać tą uśmiechniętą Weronikę, szczerze? Wiem, ludzie znają mnie jaką tą beztroską i zawsze pełną pozytywnej energii osobę, ale ja już taka nie jestem, nie potrafię, Wolałam udawać, że nadal taka jestem, bo tak łatwiej. Trzeciego miesiące 2016 roku postanowiłam przestać grać, i kiedy teraz jest czerwiec doszłam do wniosku, że chyba jednak wole udawać.

Przez te kilka miesięcy wydarzyło sie tak wiele. Zobaczyłam jak potrafie być silna, kiedy w domu ciągle coś jest nie tak... Moje serce mimo wielu blizn, nadal da się rozciąć. Dotarło do mnie, że nie każdy musi mnie skrzywdzić i że, ja też ranie...

Uwielbiam ten moment kiedy pokazujesz mi, że ja sama nie dam sobie rady. Tą chwile kiedy płacze z bezsilności, kiedy tone w łzach. Zawsze uświadamiasz mi to podczas spowiedzi, ta przejmująca pustka we mnie z którą zmagam sie co dnia, zostaje zapełniona.

Spowiedzi na Lednicy i kazanie poruszyło moje zamykające sie znowu na Ciebie serce... Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale też Eucharystia na zakończenie roku miała coś w sobie. Ten komunikat, Twoje Ciało... Czułam je. Kiedy klęczałam, wpatrując się w ołtarz czułam ciepło i pozytywną energię.

Nie powiem, wstydziłam sie rozciągnąć ręce i je podnieść. Co powiedzą znajomi? Zabawne. Nadal się w pewnym sensie wstydzę Ciebie, to źle. Przełamałam się, byłam szczęśliwa, że sie powoli otwieram na Ciebie przy ludziach. Nie boję sie pokazywać, że wierze.

Choć ostatnio krzyżyk na szyi i moja dziesiątka na ręce zaczęły mi ciążyć. Nie podoba mi sie to, nie wiem czym to jest spowodowane. Niech to minie, jak najszybciej. Wiara to nie jest łatwa sprawa. To ciągła walka, żeby nie zboczyć z właściwej drogi...

Ja jeszcze sie odezwę, brakuje mi słów... Ciężko sie pisze... Łzy płyną. Kiedy myślę o tym wszystko
.
Dobranoc Tato ♥

sobota, 18 czerwca 2016

Prawdziwy człowiek.

Prawdziwy człowiek. Wiem że, mnie nie znasz i czytasz to dopiero od kilku sekund, ale chcę Ci zadać jedno poważne i osobiste pytanie. Jakiej jednej rzeczy nikt o Tobie nie wie? Gdzie jest to miejsce w Twoim sercu, które tak usilnie próbujesz ukryć? Kiedy zadam sobie to pytanie, wskazuje na moje zmaganie z samotnością, ukrywam też te dni, kiedy wcale nie czuje, że podążam za Jezusem, piszę wypowiedzi, w których mówię Innym, żeby za Nim szli, więc to nie pasuje. Kolejną rzeczą, jest fakt, że czasem nie śpię całe noce z lęku, że nie jestem dobrą córką, przyjaciółką. Wszyscy żyjemy z wypucowanymi wersjami samych siebie, maskując wstyd, kryjąc poczucie winy, próbując zdusić pokusy własnymi siłami.

Problem w tym, że nie zostaliśmy stworzeni do tego, by robić to własnymi siłami. Bycie człowiekiem naprawdę to bycie poznanym, a kogoś, kto się ukrywa nie da się poznać. Jesteśmy stworzeni, by potrzebować się nawzajem, by mówić prawdę, by wspierać i kochać się nawzajem, a to dzieję się tylko wtedy, gdy jesteśmy otwarci na siebie.

Paradoksem polskiej kultury jest to, że kontakt z innymi jest prostszy niż kiedykolwiek możemy sprawdzić, co nasi znajomi na cały świecie jedli dziś na śniadanie, ale jesteśmy też najbardziej odizolowani, podzieleni, pociętymi na kawałki ludźmi w dziejach.

Polubienie czyjegoś statusu o szczerości i otwartości, nie liczy się jako bycie szczerym i otwartym.
Powieść C.S. Lewisa "Podział ostateczny" pokazuje ciekawą wizje piekła, w którym każdy człowiek żyje w zupełnej izolacji, tysiące mil od drugiego człowieka, bo wszyscy wybrali takie rozwiązanie.Ciekawy obraz piekła, nie?

Życie w izolacji, bez wspólnoty i współzależności to odarcie z człowieczeństwa. Dlaczego? Bo zostaliśmy stworzeni na obraz Boga, a Bóg jest Wspólnotą. Ojciec, Syn i Duch Święty we wspólnym działaniu, służący sobie wzajemnie, zależności od siebie - bycie człowiekiem oznacza ich naśladowanie.

Wiem, co myślisz: " Trudno być otwartym, boję się być szczerym." Tak, czasem ktoś po drugiej stronie nas odrzuci i zrani, zmusi nas do wczołgania się do naszej samotnej jaskini, ale stawką jest radość, która może istnieć tylko wtedy, gdy opuścimy bariery.

Ja, wolę chaos wspólnoty i możliwość radości, niż sterylność izolacji i pewną rozpacz. Jeśli chcesz poznać pewną radość, prawdziwą głębie miłości, musisz być szczery, otwarty i przezroczysty. C.S. Lewis powiedział na ten temat świetną rzecz: "Kochać to znaczy być wrażliwym."

Pokochaj cokolwiek, a Twoje serce odczuje ból, może zostanie nawet złamane. Jeśli chcesz być pewny, że będzie to nienaruszalne, nie możesz dać tego nikomu, nawet zwierzęciu! Owiń je szczelnie pasjami i luksusami, unikaj wszelkich zobowiązań, zamknij je szczelnie w szkatule albo trumnie własnego egoizmu. Ale w tej bezpiecznej, ciemnej szkatule bez powietrza ono się zmieni. Nie zostanie złamane, ale stanie się harde, nie czułe, nie do ocalenia, bo kochać to znaczy być wrażliwym.


czwartek, 9 czerwca 2016

Jestem Twój! Amen!

Gdy znów pomyślę, że wszystko mogę i lepiej wiem, gdy znów zabłądzę i pogubię drogę - TY uratuj mnie!


To był mój drugi wyjazd na Lednicę (na pewno nie ostatni). W tamtym roku pojechałam, jako osoba bez wiary w to, że może sie w moim małym, nędznym życiu może stać cud. Jednak On zaskakuje. Jest strasznie nieprzewidywalny, za to Go kocham. Ilekroć przypominam sobie tą historię mam łzy w oczach, bo to najwspanialsze co sie wydarzyło w moim marnym życiu.

Pojechałam z Julitą, nie byłam jakoś nastawiona na wielbienie Boga, bardziej na poznawanie nowych osób. Wszystko było fajnie, aż do momentu mszy. Tamtegoroczna msza była o 17, siedziałam na kocu z Julitą niby skupiona na homilii. W pewnym momencie wyjechałam z tym, że chciałabym iść do spowiedzi, ale nie jestem pewna czy dam rade, bałam się. Moja towarzyszka powiedziała mi słowa, których nie zapomnę do końca życia: "Możesz udawać emo-gimba, ale kiedy mówisz o spowiedzi masz łzy w oczach. Serca nie oszukasz." Rozwaliła mnie tym zdaniem na łopatki, totalnie. Siedziałam z zeszklonymi oczami, w mojej duszy toczyła sie bitwa. Julita zaprowadziła mnie na Pole Spowiedzi, wybrała księdza i kazała iść. Poszłam.

Szczerze? Nie pamiętam przebiegu tamtej spowiedzi prawie w ogóle... Cały czas płakałam, byłam taka rozwalona emocjonalnie, nie miałam oparcia w tamtym momencie życia. Czułam sie śmieciem. To w tamtym czasie najwięcej się cięłam i głodziłam. Ksiądz po prostu słuchał. Edit. Bóg po prostu słuchał. Wiedział, że potrzebuje, żeby ktoś usłyszał moją historie. Wyszłam z tej spowiedzi nowa, oczyszczona. To wspaniałe uczucie lekkości. Czułam, że to ten czas w którym moje życie sie zmieni. Nie myliłam się.

Wczasorekolekcje jeszcze bardziej pozwoliły pokochać mi Boga. Klęcząc w sobotę przed Jezusem, skrytym w Najświętszym Sakramencie, cała zapłakana, powierzyłam mu wszystko. Moje obawy, słabości, strach. Bałam się, że w tym roku nie podołam, że będzie strasznie. To było kolejne doświadczenie z Duchem Świętym.

Parę małych cudów po drodze też się wydarzyło.

Lednica w tym roku, była zupełnie inna. Pojechałam w tym roku z Kamilą, to ona jechała teraz pierwszy raz. Jechało nam sie fajnie, śmiechy, żarciki, pogaduchy o rekolekcjach. Wybierałyśmy idealną pozycje do spania na drogę powrotną. Dotarliśmy na miejsce, ale od samego celu dzieliły nas jeszcze 3 km drogi pieszo. Droga minęła nam bardzo szybko i przyjemnie, weszliśmy do sektora, byliśmy bardzo blisko całej Ryby. Rozłożyliśmy się większą paczką. O 14 zaczęła się konferencja moje kochanego O. Adama Szustaka, byłam naprawdę szczęśliwa, że mogłam go posłuchać na żywo. Pogoda była bardzo dynamiczna, przed koronką przyszła wielka ulewa. Padał mocno deszcze i grad. To był nasz chrzest, Bóg odnowił nasz sakrament.


 Przyjdź jak deszcz do spragnionych serc, tak pragniemy Ciebie, Panie.

Po deszczu zawsze wychodzi słońce, tak też było na Lednicy. Po całym chrzcie postanowiłam, że czas iść do spowiedzi. Razem z Kamilą poszłyśmy na Pole Spowiedzi. Ona od razu wybrała sobie spowiednika, ja nie umiem tak od razu. Przeszłam całe Pole i wybrałam bardzo charakterystycznego księdza. Młody, wysoki, chudy, w słodkiej czapce. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Czekałam chyba z godzinę na swoją kolej. W końcu podeszłam do niego i się zaczęło...

Na początku jak to ja, zaczęłam śmieszkować, ale znów tak jak w tamtym roku, coś we mnie zaczęło zgrzytać. Ponownie coś we mnie pękło. Łzy napłynęły mi do oczu, wypłynęło ze mnie wszystko. Byłam cholernie szczera, oni mnie słuchali. Kiedy skończyłam, ksiądz spojrzał mi prosto w oczy i powiedział, że jestem silna, obrócił mnie w stronę namiotu kaplicy i powiedział: " Gdybym chciał, to powiedział bym, że masz iść tam i prosić Boga o przebaczenie, ale tego nie zrobię." Skierował w moją stronę wiele wspaniałych słów, które bardzo mnie podniosły na duchu. "Na pewno spotkamy sie w Niebie, jak coś szukaj mnie w kuchni, będę lepił pierogi"

Kolejny raz zaufałam Bogu, kolejny raz z nim przezwyciężyłam szatana. 

Cała zapłakana, ale szczęśliwa wyszłam ze tej spowiedzi. Resztę dnia spędziłam z ekipą chwaląc Boga. Pod wieczór poznałyśmy grupkę przemiłych chłopaków, którzy siedzieli za nami sektorze. Bardzo kochani i pozytywnie nastawieni do życia. Dla poznawania Boga i takich ludzi warto jeździć na Lednice, Tratwe i inne religijne spotkania młodych. Z jednym z tych chłopaków utrzymuje bardzo dobry kontakt, pozytywnie nie powiem.

Wszystko się układa, nadeszła w moim życiu wspaniała stabilizacja emocjonalno-duchowa. Moje problemy ucichły, stałam się w pewnej części tak pozytywna jak rok temu. Czuje się wspaniale.

Jestem Twoja Boże, Amen!

piątek, 3 czerwca 2016

Walcząc z Wiatrakami

Są i zarazem ich nie ma. Istnieją obok ciebie, ale to nie znaczy, że stoją po twojej stronie. Kontrolują każdy twój krok i czekają na efekty. Znają twoje zalety i słabe strony, których się wstydzisz. Nie możesz być od nich lepszy, ładniejszy, czy mądrzejszy. To oni są najdoskonalsi. Ich szyderczy śmiech prześladuje cię od urodzenia. To przez nich w twoich oczach co jakiś czas pojawia się trwoga. Przez nich jesteś wściekły z bezsilności. Krzyczysz, ale nikt cię nie słyszy. Wszędzie tysiące, a nawet miliony współczesnych ludzi uważających się za bogów.

Marionetki w kiepskiej sztuce mało znanego autora. Twardzi na zewnątrz, na pokaz i z pozoru. 

W rzeczywistości istoty słabe, bojące się jutra i siebie samych. W dzień pewne siebie, pochłonięte rutyną, a w nocy zasługujące na litość. Zdające sobie sprawę, że są same. Tak... To szczególnie boli. Poczucie, że jest się samotnym i nikomu nie sprawia różnicy, co się z tobą stanie. Wszędzie wkoło obłuda i fałsz. Mydlane bańki pękające co jakiś czas.

Złudzenia... Nigdy nie masz całkowitej pewności, że coś jest prawdą. Boisz się stawiać wszystko na jedną kartę i masz rację. To jedna wielka loteria, w której możesz wygrać, ale również przegrać.

Szach – mat 

Najgorsze, że jesteś cząstką tej złudnej mozaiki, która co jakiś czas pod wpływem wiatru rozpada się i tworzy inną układankę. Musisz sobie radzić i pokonać panujący chaos. Obojętnie, czy jesteś na jej początku, czy na końcu. Ważne jest, żebyś miał jakiś jasno określony cel. Jakieś marzenie ku któremu będziesz dążył. Małe albo duże. Jesteś elementem tej skomplikowanej układanki dzisiejszego świata i czy tego chcesz czy nie – bez ciebie nie tworzy ona już całości. Brak jednego elementu niszczy ją. Gdyby na klawiaturze brakowało jednej litery przypuszczalnie nie można by na niej napisać nic dłuższego. Tak też jest z tobą. Bądź czujny, sprytniejszy i bardziej przebiegły. Broń się atakując z nagła, bo atak jest najlepszą obroną, ale walcz fair play. Nie wbrew wszystkim regułom. Jeszcze tak możesz. Stawka jest wysoka, bo walczysz o własne przetrwanie, o to co najcenniejsze, o swoje własne „ja”.... Co to jest twoje prawdziwe „ja” ? „To kim jesteś, a nie to co z ciebie uczyniono”. Udowodnij, że jeszcze je masz.

Ten tekst jest dla wszystkich, którzy pomimo przeciwności losu idą przez życie z podniesionym czołem i we wszystko co robią wkładają cząstkę siebie. 

Dziękuję, że jesteście.

środa, 18 maja 2016

...

"Nie miała w zwyczaju darzyć mężczyzn miłością. W przeszłości kilku się w niej zakochało... Ona jednak tylko ich lubiła albo pożądała - nic ponadto. (...) Podobał jej się męski podziw i galanteria, bardzo lubiła seks i pielęgnowała w sobie niewzruszone przekonanie, że pewnego dnia spotka mężczyznę, obok którego będzie chciała się budzić co rano do końca życia. Choć nie była osobą religijną, żarliwie wierzyła w to, iż tak się stanie. Była gotowa czekać — nie na księcia z bajki ani filmowego gwiazdora z grubym portfelem, ale na mężczyznę, któremu mogłaby spojrzeć w oczy i powiedzieć — Jesteś moim domem."

— Masz zdjęcie dowodowe?
— Mam.
— Więc mi je podaruj.
— Po co?
— Po prostu.

Ogarnia mnie panika, kiedy zdaję sobie sprawę, że relacja z kimś zakończyła się na tyle szybko, bym nie zdążyła zabrać od zainteresowanego choć jednego zdjęcia. Wydaje mi się to o wiele ciekawszym od jakiejkolwiek, nawet cennej pamiątki, a mając pewność, że utopiony na zawsze wyraz, nieswojej przed obiektywem, ustawianej mechanicznie, twarzy pozostanie mój na zawsze, ogarnia mnie niespodziewany spokój.

Czasem czuję, że te papierowe wizerunki są pewnego rodzaju nagrodą, jakby moje wnętrze krzyczało ,,ta osoba też była przez pewien czas tylko Tobie oddana". Kolekcjonując od wielu lat zdjęcia, widzę zależność, między godzeniem się z przeszłością zamieszczoną już w albumach, a jeszcze niewywołaną. Czuję, jak opuszczają mnie negatywne emocje, kiedy zamykam je na nowych stronach ciężkich segregatorów. Niewywołane jeszcze lata nadal potrafią odkrywać na moim sercu rany, jakby wszystko znów zależało od papierowej kartki z wizerunkiem twarzy niegdyś mnie otaczających.

Szczerze przeraża mnie chwila, kiedy po raz pierwszy pytam kogoś o podarowanie mi zdjęcia. Idąc do domu uświadamiam sobie, że to zwiastun rychłego końca, a myśl tak strasznie prześladuje mą głowę, że nie mogę się jej pozbyć. Dopiero później widzę, że znów dobrnęła do realizacji.

sobota, 14 maja 2016

Każdy zasługuje na to, by móc się wytłumaczyć?

Każdy zasługuje na to, by przedstawić swoją wersję wydarzeń, swoje odczucia, które nam towarzyszą i towarzyszyły w danych momentach. Nie zawsze jest możliwość, by wszyscy, którzy są nam bliscy towarzyszyli nam w tym jednym odpowiednim momencie, kiedy dzieje się coś znaczącego. Nie wszystko niestety da się tak zgrać. Wtedy jedyne co zostaje, to opowiedzenie dokładnie tego, co się wydarzyło.

Nawet oskarżeni w sądzie mają taką możliwość. Więc dlaczego ludzie między sobą odbierają sobie tą opcję?


 Katowanie się domysłami nie jest dobrym rozwiązaniem. To działa jedynie destrukcyjnie. Nieważne, co nas łączy z daną osobą, jeśli sytuacja w jakikolwiek sposób dotyczy nas - czy to osobiście, czy tylko z racji tego, że ktoś nam zaufał i powierzył swój sekret - zawsze powinniśmy dać sobie szansę.

Nawet jeśli nie jesteśmy przekonani od razu co do tych racji, jak najbardziej wskazane jest dać sobie czas na przemyślenie, przeanalizowanie sprawy. W sądzie o winie czy też niewinności człowieka decyduje w znacznym stopniu potwierdzenie faktów przez świadków. To na tej podstawie, jak i na podstawie dołączonych namacalnych dowodów sąd wydaje wyrok.

Na gruncie prywatnym - tylko wiara w szczerość słów, zaufanie i sumienie odgrywa rolę sędziego. Najważniejsze to to, by potem nie mieć wyrzutów sumienia, że postąpiło się tak, a nie inaczej. Bo, nie oszukujmy się, nie wszystko da się za jakiś czas odkręcić.

piątek, 13 maja 2016

Dlaczego obchodzi cię to o oni o tobie myślą?

Ludzie oceniali, oceniają i zawsze będą to robić. W dużej mierze tak jest łatwiej, szybciej. Nie trzeba zbyt wiele czasu na to, by ocenić na ślepo drugą osobę, wyłącznie przez pryzmat jednej rozmowy, czy zaobserwowanego zachowania w danym momencie. Wiadomo, że zdecydowana większość osób może reagować dość wybuchowo na różne złe sytuacje. Jedni będą się starali to zamaskować, inni, z racji tego, że mają taki a nie inny temperament - pokażą od razu próbkę swoich możliwości. Nie można ludzi porównywać z innymi, jak i tym bardziej z samym sobą. To jest najgorszy błąd i największa krzywda, jaką można komukolwiek wyrządzić. Nigdy nie wiemy, co stoi za konkretną reakcją naszego rozmówcy, czy też osoby zupełnie przypadkowej. Błędem jest wszelkiego rodzaju ocenianie. Bo nie jesteśmy tą właśnie osobą. Nie włożyliśmy ich butów, nie przeszliśmy ich drogi, by móc ich oceniać.

Mnie tak naprawdę nie obchodzi, co ludzie o mnie myślą. Większość mnie nie zna. A i tak ocenia. Tylko że tak naprawdę... co oni mogą o mnie powiedzieć? Jedno wielkie nic. I tak naprawdę mam gdzieś, jakie dostaję wiadomości anonimowe, dotyczące podejrzanych gdzieś kilku zdań. 

Jeśli chcecie się zmienić, na lepsze, zróbcie to. Ale nigdy dla innych. Zawsze róbcie to z myślą o sobie. Tak, egoistycznie, ale czasem to jest jedynie rozsądne wyjście. A wszystkie możliwe oceny na swój temat - zbywajcie, jeśli się z nimi nie zgadzacie. Ci, którzy nas nie znają, mają największy zapał do tego, by się wypowiedzieć w kwestii naszego zachowania.

Mnie osobiście obchodzi tylko to, co myślą o mnie moi bliscy. Osoby, które są w moim sercu. Osoby dla mnie ważne. Reszta świata jest tak naprawdę niczym.

Nie dajmy się zwariować. Miejmy do wszystkiego odrobinę więcej dystansu. Inaczej zamkniemy się w klatce własnego umysłu. Będziemy na każdym kroku analizować, co robimy źle, a co dobrze. To nikomu nie wyjdzie na dobre.

Ale to, co wiem o sobie, tego nikt nie zmieni.

czwartek, 12 maja 2016

Mój mały potworek.

Nigdy nie należałam do grona osób drobnych czy chudych. Odkąd pamiętam zawsze miałam te parę kilo więcej. Wszystko dzięki mojemu ojcu... Lubił we mnie wpychać jedzenie, a ja się nie broniłam. Nie wiedziałam jeszcze wtedy jakie będą tego konsekwencje.

Poszłam do szkoły. Nie mogłam narzekać, bo ludzie mnie akceptowali, bo przecież nie byłam jakoś bardzo gruba. Jeżeli istniały jakieś docinki w moją stronę to chyba po prostu ich nie słyszałam, albo nie pamiętam. Gdzieś w piątej klasie podstawówki zobaczyłam, że inne dziewczyny są dużo zgrabniejsze, chudsze. Wtedy zaczęły pojawiać sie moje pierwsze kompleksy. Nadal jednak nic nie robiłam ze swoją wagą, bo nie przeszkadzała mi ona.

W piątej klasie zainteresowałam się sportem. Zainteresowanie przerodziło sie w pasje, która przynosiła owoce. Zdobywane medale i puchary, które mobilizowały do doskonalenia sie w dyscyplinach sportowych. Waga jednak stała w miejscu.

Szósta klasa to było piekło na ziemi. Wymazałam tamten okres totalnie z pamięci. Nie chce go wspominać. Było źle, wtedy wszystko zrozumiałam.

W pierwszej gimnazjum pojawiło sie to co nazywam "mały potworkiem". Co nim jest? To głodówki. Na początku żeby schudnąć, ale nie dla siebie. Chciałam być taka jak inni pasować do otaczającego mnie świata. Mimo głodówek nie chudłam, bo to przecież logiczne. Nie jadłam dwa dnia, trzeciego sie najadałam i wymiotowałam. Zakładałam maskę szczęśliwej i niewzruszonej osoby. Tak było łatwiej. Nikt nie widział że, coś złego się ze mną dzieje. NIKT.

Potworek mnie wykańczał, nikt o nim nie wiedział. Kiedy w tym roku pokazałam ludziom siebie, taką jaką jestem. Stanęłam "naga" przed nimi z tą całą swoją beznadzieją. Z atakami autoagresji, głodzeniem się, nie akceptacją siebie, oni odeszli... Nawet ta osoba, która mówiła, że razem damy rade to pokonać. Pękłam.

Znów zamykam sie w sobie. Stwierdzam, że pokazywanie jakim się jest naprawdę nie ma sensu. Można sie tylko zawieść.

Zostałam ja i mój potworek.

Sama.

środa, 11 maja 2016

Każda stratę da się zastąpić czymś innym?

Relacje z ludźmi są jak pajęczyna. Im krótsza, cieńsza, bez większego zaangażowania, tym łatwiej jest się nam z niej wycofać.
Z biegiem czasu, kiedy przyzwyczajamy się do towarzystwa, obecności danych osób, tym ciężej jest nam wyobrazić sobie moment, w którym miałoby nam ich zwyczajnie zabraknąć. 


Są jednak ludzie, przy których w ekspresowym tempie czujemy się swobodnie, przy których czujemy, że moglibyśmy się, a przede wszystkim chcemy się otworzyć. Są to, moim zdaniem, sporadyczne sytuacje. Tak traktujemy tylko wyjątkowe osoby. I nawet jeśli nie zawsze jesteśmy w stanie zrozumieć samych siebie w danej relacji, myślę, że właśnie to, co dyktuje nam serce jest najwłaściwsze. To ono, często wbrew rozumowi, podszeptuje kto jest wart naszych emocji, zaangażowania i czasu, a kogo lepiej sobie odpuścić.


I to właśnie serce mówi nam, po kim będziemy płakać i wspominać jeszcze długi, długi czas tą relację, a kiedy najzwyczajniej w świecie z dnia na dzień powiemy:


"Stop" i od tak zaczniemy nowy rozdział w swoim życiu.

Są też tacy, których zawsze będzie traktowało się jako "opcję zastępczą". Tylko osoby, które dla nas znaczyły bardzo, bardzo wiele zostaną z nami już na zawsze. Nawet, jeśli będzie to tylko w formie wspomnień i pewnego rodzaju tęsknoty za tym, co było i co, z różnych przyczyn, być może już nigdy nie wróci...

 Oczywiście, że żadnej straty nie da się zastąpić. Mówię tu oczywiście o stratach niematerialnych. Wszystko inne - ubrania, zabawki, samochód, dom, pracę czy cokolwiek innego, z czasem da się nabyć nowe.

Uczuć, wspólnie spędzonych chwil, wspólnych tematów, radości, bliskości, czułości i wszystkich innych tego typu uczuć nie da się zastąpić niczym. Nigdy.Nawet, jeśli pojawią się w naszym życiu nowi ludzie, bo to - nie ma co ukrywać - jest nieuniknione, to mimo wszystko nierealne jest zastąpić drugą osobę. Bo to, co czujemy bądź czuliśmy do niej i przy niej - nieważne w jakiej formie była ta znajomość - jest unikatowe. Jedyne w swoim rodzaju. Niezastąpione.Więc, moim zdaniem, nie ma sensu mówić komuś, że nas zastąpił kimś innym. Bo nawet, jeśli ta osoba jest równie fajna i przy niej również czujemy się swobodnie, fajnie się rozmawia, żartuje to należy pamiętać, że to właśnie Ty pojawiłeś się pierwszy. I to nie ten ktoś drugi, tylko Ty jesteś osobą, która postawiła innym poprzeczkę cholernie wysoko, przez co już do końca życia nie znajdzie się nikt, kto mógłby zająć Twoje miejsce. Lecz każda z tych osób jest na swój sposób wyjątkowa. Wszelkie porównania też nie mają jakiegokolwiek celu i sensu.

Nikt nie jest Tobą. Więc nikt nikomu Ciebie nie zastąpi.

Bo są pajęczyny, z sideł których nie da się wyplątać nigdy.

wtorek, 10 maja 2016

Na co czekasz?

Na co czekasz? Aż cisza zmaterializuje się i przykładając Ci nóż do gardła, podetnie Ci go z tkliwą 
delikatnością i precyzją? Nie wiem, zawsze wydawało mi się, że wychowałam się w ciszy, ale jednak dochodzę do wniosku, że wychowałam się w dźwiękach. Nie słyszę jej już od dobrych kilku miesięcy. Nie potrafię pozostać sama w pustym pokoju i gnana po przestworzach myśli, zbierać siebie samą, przerzedzać przez palce. Muszę być gdzieś, z kimś, choćby na krańcu krawędzi i bujać się, by czuć, że rychło upadnę. Śmieję się w głos i nie rozumiejąc samej siebie odkrywam, że stałam się tak ironiczną, wredną małpą, jakich mało. Gdybym potrafiła jeszcze w ciszy odnaleźć to samo, co przed laty, z pewnością czarowałabym nią innych na pokuszenie, strącając w beznadziejność, jakiej samej doświadczyłam. Dość egoistycznie, prawda?
Nie potrzebuję jej - niegdyś mnie zachwycała, sprawiała, że tonęłam bez tchu, poddawałam się żałośnie słaba. Dzisiaj drażni mnie, kłuje, sprawia, że dostaję szału. Wolę słuchawki, dźwięki nawet znudzonych utworów. Tykanie zegara, szum złowieszczy wiatru, trzask łamanych kości kostki, kiedy stanę krzywo na krawężniku. Ryk silnika samochodu podczas nocnej podróży, dźwięk krzemienia zapalniczki, klekot otwieranego piwa, brzęk pustej puszki. Uwielbiam każdy dźwięk i sycę się nimi, nie doceniając już ciszy i nie pojąc się jej ironią. Ona mnie zniszczyła. Sprawiła, że byłam martwa latami, że wypełniał mnie marazm, który z biegiem czasu stał się moim sposobem na życie. Kiedyś jeszcze ślepo wierzyłam, że to mnie błogo kołysze i usypia, dzisiaj widzę, że rwało mi włosy z głowy i pełło warkoczyki, zawiązując oczy. Byłam taka ślepa, dawałam się prowadzić byle komu za rękę - byle słowu, byle szmerowi i byle człowiekowi bez serca, który moje wchłaniał jakby należało do niego, a potem przetrawione wydalał z siebie jak najgorsze obrzydliwości. I gdzie ja mam teraz serce? Nie mam go, bo ufałam za bardzo, kochałam za bardzo - za bardzo chciałam i za bardzo wierzyłam, że ta cisza dla Was błogosławiona jest błogosławiona dla mnie. A dzisiaj? Dla mnie to przeklęta cisza, która w żaden sposób już mnie nie czaruje, choć stając na głowie nadal próbuje wodzić na pokuszenie moją zmarzniętą do szpiku kości duszę.

___
Teraz w postach odpowiadam na cykl pytań zadanych mi przez jedną wspaniałą osóbkę. 

poniedziałek, 9 maja 2016

Co dziś jest wieczne? Jeżeli istnieje coś takiego.

Kiedyś uważałam, że nieśmiertelne są wspomnienia zachłannie zapisywane w umyśle i na wywołanych zdjęciach, miejsca gdzie kiedyś stałam z kimś za rękę, przedmioty darowane w prezencie i zapisywane na wygniecionym papierze skrawki rozmów. Żyłam w przekonaniu, że to one zapamiętają za mnie najważniejsze chwile lub pozwolą mi oddychać nimi ponownie, kiedy tylko sięgnę do owych przedmiotów pamięci.

Byłam wtedy młodsza, z mniejszym bagażem przeżyć i faktycznie wspominanie wychodziło mi idealnie. Nie potrzebowałam żadnych zdjęć a jedynie na chwilę zerknąć w głąb myśli — potrafiłam pamiętać latami jaka w dotyku była powierzchnia dłoni mojej babci. Wszystko to było proste i znamienne, do czasu, aż czas stłukł wiele wspomnień, niesklejalnych po resztą.

Oglądam albumy i nie pamiętam szczegółów, a jedynie szkielety dni uwięzionych w fotografii. Ugrzęzłe na papierze fotograficznym twarze, zastygłe w bezruchu, wydają się być martwe i pełne obłudy. Nie pamiętam już co działo się przed wykonaniem pamiątki, a co chwilę po, kiedy sztuczne uśmiechy poznikały z ust.

Czas pokazał mi, że nic nie jest wieczne. Zrozumiałam to stosunkowo niedawno, choć to przecież prosta zasada, że wszystko z czasem umiera — zarówno człowiek, jak i drzewo. Sprzęty się psują, piękne budynki obracają w ruinę mimo konserwacji, a produkty tracą termin przydatności. Mówi się, że pozostaje pamięć — to prawda, choć nie do końca, bo ona również ulega deformacji i otarta ze szczegółów powoli zamienia się w powtarzany bez uczuć frazes, który wchodząc w krew, staje się zwyczajną przesłanką.

Czas leczy rany, ale również je otwiera, zabierając wspomnienie, które bliźniło je latami. Któregoś dnia budzisz się pusty w środku, zdając sobie sprawę, że całe życie poświęciłeś wspominaniu czegoś dawno martwego. Dochodzisz do wniosku, że ten spokój, który następuje po wybaczeniu sobie czegoś, jest zwyczajną próżnią, pochłaniającą niczym czarna dziura ostatnie zarysy teraźniejszości.

środa, 6 kwietnia 2016

O wybaczaniu. (na luzaku)


Ilekroć widzę ten obrazek na Tumblrze zatrzymuje się przy nim. Budzi się we mnie pewna melancholia. To jedno zdanie podważa całą teorie i sens wybaczania. Pokazuje, że za każdym wybaczeniem stoi zło, strata i ból.

Obojętnie, z której strony patrzysz tak i nie. Istnieje oczywiście ryzyko, że dana osoba nas zrani, lecz może okazać się, że nie zmarnuje tej szansy i wszystko będzie okej? Ryzyk fizyk. Nie wybaczysz, się nie dowiesz.

Mam osobę, której wybaczałam wiele razy. Cały czas wierzyłam, że między nami będzie w końcu tak jak to JA sobie wymyśliłam, bo wymarzyłam to za duże słowo. Po wielu kłótniach, sporach, dwóch latach nieodzywania się dorośliśmy, zrozumieliśmy swoje błędy. Może już się nie przyjaźnimy, nie jesteśmy jak rodzeństwo, ale mamy kontakt i wiem, że mogę na niego liczyć.

Mam też osobę, której także wybaczałam wiele razy, ale ona tego nie doceniała. Tylko ja dorosłam do tego, żeby jej wybaczyć. Ona o tym nie wie. Nie chce mieć już kontaktu z osobą, która wywlekła wszystkie moje tajemnice na światło dzienne. Takim osobą się nie wybacza. Sprawdzone.

Reasumując. Nie każdy zasłużył i dorósł do dostania drugiej szansy. Po co mamy cierpieć i zrażać się do ludzi? Nie warto. Trzeba starannie wybierać osoby, którym się wybacza. Dawać szanse możemy zawsze, ale nie od nas zależy czy ona zostanie wykorzystana fair w stosunku do nas.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Miłość Doskonała

Bóg jest w stanie dać Ci Miłość, która wynagrodzi wszystko! Ofiarowuje Ci ją ciągle. Spróbuj to zauważyć. Owinę się cała Tą miłością, tak żeby nic nie zostało w tym świecie.

Siedzę w kościele i czuję obecność Boga, i czuję się bezpiecznie, chociaż się boję. Dawno się tak nie czułam. Był bardzo niedawno taki przełom w moim życiu. Myślałam o śmierci, ale nie starczyło mi odwagi. Może dobrze, a być może źle. Wtedy do mnie dotarło, że jakoś to będzie, choćby, dlatego, że jestem. I miałam ochotę coś zmienić. Ale nie wiedziałam, co. Później powiedziałam kilku osobom, jak mi na nich zależy, jakie są dla mnie ważne, jak je lubię. Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.
Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale boję się troszkę myśleć. Jak tak się zastanawiałam nad sobą, to poczułam się tak jakoś blisko; nawet nie Boga, tylko siebie. Blisko siebie, brzmi dziwnie, ale to niesamowite. Tak jakbym nareszcie oprócz ciała, znalazła u siebie jeszcze coś innego.

Potem było dziwnie. Taki strach czy mam kogoś, kto by się martwił oprócz rodziców. Zrozumiałam jak mi potrzeba akceptacji, nie pozorów, ale prawdziwej akceptacji.

Coś takiego, taki błysk, że ja musze usłyszeć - jesteś potrzebna, ważna, znacząca, czy coś w tym stylu. Ale nie usłyszałam. I było jeszcze gorzej. Co ja miałam zrobić? Zwyczajnie się bałam, że nawet jak zapytam to nie usłyszę.

Dalej było strasznie, brzydziłam się siebie. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Brzydzić się, czyli czuć niechęć i nie chcieć przebywać z tym, czego się człowiek brzydzi. Nie mogłam uciec od siebie, chociaż próbowałam. Takie uczucia nie do pozbycia się. Sens - nie znam, cel - nie mam, po prostu chciałam wiedzieć, po co to całe zamieszane. Po co chodzę, żyję, myślę i zatruwam środowisko? Nie potrafiłam tak sama od siebie się uśmiechnąć. Zmuszałam się, szłam ulicą i na siłę uśmiechałam się do przechodniów. Nikt tego nie odwzajemnił. Znowu było źle.

Od razu myśli, co ze mną jest? Popatrzyłam na wystawę sklepu i w odbiciu przeszklonej ściany zobaczyłam przerażoną dziewczynę. To chyba byłam ja. Potem słuchałam muzyki w wykonaniu jakichś grajków, którzy zbierali tylko na piwo. Coś się ruszyło. Jeden na mnie popatrzył i uśmiechnął się, a ja spróbowałam to odwzajemnić. Stałam i stałam, aż w końcu samo mi się tak jakoś poszło dalej. Siadłam na ławce i siedziałam tak z pustką w głowie, nic nie myśląc, po prostu sobie siedziałam. Po jakimś czasie poczułam, że chyba zimno mi jest, bo nie mogłam ruszyć rękami. Obudzenie się zajęło mi trochę czasu.

Najważniejsze w całym procesie było pisanie. To trzymało mnie przy życiu.
Nigdy nikomu nie chciałam się zwierzać, bo sprawiało mi to problem. Bałam się krytyki i wyśmiania. Bałam się odrzucenia i niezrozumienia. Nie potrafiłam i nie potrafię otworzyć się przed nikim, bo w głębi duszy, chociaż nikt by się nie spodziewał, uważam się za nieinteligentną, bardzo mało dowcipną, brzydką, nieumiejącą nikomu pomóc i nikogo zrozumieć, niewierzącą i będącą potworną egoistką. Zgrywam fajną dziewczynę, a tak naprawdę jestem strasznie zakompleksiona i nigdy tego nie zmienię, bo nie wiem czy chcę to zmienić. Żeby coś zmienić trzeba tego chcieć. Za dużo chyba by mnie kosztowała ta zmiana. Boję się nawet o tym napisać, ale jak widzisz pozwolę przeczytać Ci to, chociaż nie jestem pewna czy tego chcę. Raczej nie.

Jak jest teraz? Nie odpowiem, bo nie wiem. Nigdy nie wiedziałam, co jest ze mną i to się chyba nie zmieni. Chciałabym, żeby nic się nie zmieniło. Bo jest „doskonale”. Nie jest dobrze, bo tak nigdy nie będzie. Wystarczy, że się siebie nie brzydzę, mniej boję się swoich myśli. Chciałabym tylko wiedzieć, co mi pomogło. Cały czas się modliłam. Czasami byłam w tej modlitwie zła, nieszczęśliwa, czasami nie, ale modliłam się jak tylko umiałam. Zdarzało się, że po prostu czuwałam przy Panu. Byłam z nim, tak bez łów i czułam jego obecność.

Jak będzie niedługo? Jeśli będę się starała, będzie jeszcze lepiej. Spróbuje znaleźć siłę i ochotę.
Nie próbujcie mi pomagać. Bądźcie dla mnie dobrzy. Bądźcie dobrzy dla wszystkich, którzy są obok. Jeśli nie nauczymy się uczuć, okazywania ich, jakiekolwiek dobro od drugiego człowieka całkowicie zginie. Zrozumcie, że tak jest z każdym. Jeszcze tylko kilka słów na temat miłości. Temat bardzo istotny.

Miłość człowieka jest nie do porównania z miłością Boga. Bóg kocha nieustannie, człowiek tak nie kocha. Człowiekowi wydaje się, że kocha.

Bóg kocha wbrew wszystkiemu. Nawet, kiedy popełniasz tysiące grzechów – On kocha. Ty kochasz wtedy, kiedy przynosi Ci to jakiś pożytek. Czyli nie kochasz. To zabrzmi niemiło, ale człowiek nie umie kochać, bo miłość to więcej niż jakieś tam uczucie. Miłość to odwaga, odpowiedzialność, stałość i poświęcenie. Czy umiesz to wszystko? Ty, który ciągle rozmyślasz nad swoim życiem, chcesz je naprawić, ulepszyć, być wreszcie blisko Boga i nigdy Ci się to nie udało? Nie uda Ci się tak długo, póki nie pokochasz Boga miłością bezinteresowną, stałą i spontaniczną, a człowieka taką miłością, jaką powinieneś obdarzyć kogoś, kto jest stworzony na podobieństwo doskonałości.

Miłość w stosunku do człowieka jest dość trudna. Przecież niesamowite jest to, że dwie osoby mają poczuć do siebie dokładnie to samo, w tym samym momencie. Dlatego czasami przestaję wierzyć w istnienie miłości. Ale są to momenty, kiedy przestaję też wierzyć w istnienie największej z możliwych miłości - Boga. Miłość i Bóg wiążą się tak bardzo, że Miłość jest Bogiem, czyli Bóg jest Miłością.

sobota, 2 kwietnia 2016

Życie? Jakie ono jest naprawdę?

Nasze życie? Cudowne, niepowtarzalne, jedyne czy beznadziejne, puste i pozbawione jakiegokolwiek sensu? Jakie tak naprawdę ono jest? Czas na podsumowania przychodzi w danych momentach- kiedy stoczymy się na dno pod wpływem nieudanej miłości, rodzinnych problemów albo kiedy unosimy się pod niebiosa wychwalając nasze istnienie przez niektóre sytuacje... 

Czy występuje jakaś przewaga szczęścia nad nieszczęściem? W jakiej chwili potrafimy się zakochać, a w jakiej nienawidzić życia...? To naprawdę zależy od osób, które nas otaczają, czy tylko od naszego humoru danego dnia, od naszego charakteru? Przecież każdy w sobie nosi pozytywną energię, tylko u niektórych przejawia się od razu po zapoznaniu, a do innych ludzi należy cały czas się przekonywać, docierać do ich duszy, prawdziwego "Ja". Otaczające nas osoby, przyjaciele, wrogowie, których nawet dobrze nie poznamy... Potrafią jednak sprawić, ze pierwsze odczucie liczy się najbardziej, a przecież tak nie powinno być... Ocenianie ludzi po wyglądzie, po stylu, a potem dziwimy się, ze jesteśmy nieszczęśliwi, nie układa nam się... Rozlicznie błędów zacznijmy najpierw od siebie, sami byśmy nie chcieli być oceniani po "pierwszym razie", a jednak tak robimy... Każdy ma swój styl, charakter, po prostu każdy jest inny. Jeśli byśmy to dostrzegali, na pewno większość z nas nie miała by tak wielu problemów jakie ma w dzisiejszych czasach... To wszystko przez miłość? Szukamy ideałów? Ideałów nie ma i my nimi też nie jesteśmy... Nie można czekać na osobę wymarzoną, księcia z bajki, który podjedzie po nas na pięknym rumaku. To wszystko przesączone jest normalnością, taka nudna i pusta rzeczywistością.

Zmieńmy to, aby chociaż nasze życie takie nie było. Chociaż nasze życie, które jest przecież marną cząstką całego świata, wszystkich istnień, ale jednak należy do nas... To od nas zależy jak nim poprowadzimy. Być może to wszystko co piszę jest wielką mieszaniną, przerywaniem niektórych myśli i wkraczaniem na inną drogę... Jednak zastanówcie się sami, czy tak nie wygląda nasze życie.? Czy nie jest tak, iż jednego dnia leżąc zapłakani w poduszce, chcąc ze sobą skończyć, a drugiego dnia pragniemy zacząć nasze życie od nowa, nie poddawać się, nie wmawiać sobie, że jedna osoba, sytuacja jest w stanie zrujnować pewien etap w życiu. Tak naprawdę jest, ale to są właśnie uroki całego istnienia. Nawet sami nie wiemy co sprawia tak znaczące różnice, z wielkiej depresji w ciągu kilku dni wznosimy się na szczyty możliwości, wyznaczamy sobie nowe, lepsze cele, nawet jeśli osiągnięcie ich graniczy z cudem... I to właśnie jest piękne, piękne jest to, iż potrafimy odnaleźć się na drodze, do której dążymy, nie musimy jej zdobywać, wystarczy jeśli ją tylko odnajdziemy. Czy to zasługa przyjaciół, na których tak bardzo polegamy? Z przyjaciółmi możemy spotkać się na kilka godzin, przez kilka dni, zwierzyć się, liczyć na słowa: "Wszystko będzie dobrze", a tak naprawdę ze swoimi problemami pozostajemy sam na sam... Sprawmy, że bez niczyjej pomocy podniesiemy się z dna, wstąpimy na nowe, lepsze wyżyny naszego życia. Przecież jest ono tylko jedno. 

Warto je zmarnować poprzez jedną sytuację, jedną osobę, która być może nawet nie była warta łez, naszego smutku i bólu? Rozejrzyjmy się dookoła, nie uciekajmy do alkoholu, a niech taki drobny, oddalony od nas promienny blask słońca sprawi, iż zaczniemy dostrzegać także drobne jednostki, drobne rzeczy, które wcześniej były niezauważalne...

piątek, 1 kwietnia 2016

Samotność.

Tak mało mogę...

Zamknięta- to ode mnie zależy, co zobaczę za umysłu kratami. Może tak jak zawsze- kałużę i mokre liście... Może tylko zeschniętą gałąź na rozstaju dróg... A może w końcu gwiazdy...

Zabierz mnie stąd, zapakuj, przewiąż kolorową kokardką... Tylko nie zapominaj, nie upychaj do ostatniej szafki, na dno, pod dawno nieubieranym swetrem. Przytul i pokaż niebo. Opowiedz historię naszego istnienia, tylko nie szczyp i nie patrz na mnie ironicznie... Pogłaskaj po głowie, jak dopiero narodzone dziecko. Ofiaruj serce, czyste, a nie przebite zardzewiałą szpilką... Moja samotność kiełkuje, a ja z uśmiechem wyrywam chwasty...

Ironia losu. Znów wewnętrzna pustka... mhh... Pustka, głupie, niepojęte słowo... Brak doznań, nijakość, chwila słabości... Składa się na bezwartościową pustkę, zbędną, a jednak przenikającą do codzienności...

Usiadłam na łóżku, daleko wyciągnęłam nóżki ubrane w różowe skarpetki. Zamknęłam oczy- ciemnośc koi, zmniejsza ból, łagodzi... Powiedziałam dziś komuś, że jest tchórzem, nie potrafi walczyć, ucieka...

Nie wiem, czy zrobiłam dobrze, może nie chcę wiedzieć. Bo w Jego oczach jestem wyjątkowa. W nijakiej, pełnej sprzeczności osobie widzi kogoś, kto go zachwyca. A ja ranię słowem... Sprawiam ból gestem... Nie zasługuję na uznanie, wyidealizowanie. Ja nie potrafię wybrać... Zasnąć, nie obudzić się... Przyśpieszyć przeznaczenie... Złudne marzenia, nieustanna walka z własnym odbiciem. Mój cień stał się moim przekleństwem, przypomina mi, że żyję, depcze po odciskach, rozrywa blizny... Krwawe żniwo na mojej duszy, mój błąd, bo nie wiem nawet, kim jestem... Oczywiste jest to, że brak mi odwagi, by spojrzeć w twarz własnemu odbiciu... Chowam głowę w kolanach... Siedzę tak chwilkę, aż poczuję ulgę... Wstaję, potykam się o nogę wystawioną przez los... Kpina...

Upadam...

Dopiero pod koniec życia wiemy wszystko, co jest potrzebne, by je zacząć...

poniedziałek, 28 marca 2016

Przemijanie.

Przemijanie jest jak droga. Jesteśmy stale w tej drodze, wędrując od zjawiska do zjawiska, od wartości do wartości. W czasie tej wędrówki napotykamy się na szczęście, smutek i cierpienie. Spotykamy ogień, wodę, ciepło i zimno. Doświadczamy w niej radość, a także ludzką przyjaźń. Myśli nasze są w ciągłym ruchu. Przesuwamy się przez życie, ale wszystko zostawiamy za sobą.

Kiedy idziemy na cmentarz, droga jest czarna od tłumów. Ludzie idą pokornie i cicho, niosąc wiązanki i znicze. Jedni szepczą pacierze, inni wspominają bliskich. Na grobach palą się świece i stoją kwiaty pamięci. Oczy ludzi zwrócone są ku zmarłym.

Każdy głęboko wierzy, że tak naprawdę człowiek nie umiera, i zawsze jakaś cząstka jego jest wśród nas.

Gdy myślimy o naszych bliskich, którzy stali się wolni, służąc Chrystusowi, nasuwa nam się myśl o śmierci. Jednak czym jest śmierć? Możemy powiedzieć, że śmierć jest ostatnią sceną ludzkiego życia, którą każdy musi przejść niezależnie od wieku, majątku i wyglądu. Jest partnerem życia, zabija przyszłość i zatrzymuje czas. Ale kiedy ona nadejdzie? Kiedy zapuka do moich drzwi i zabierze mnie ze sobą? Tego nie wiemy. Może to być jutro, za tydzień, miesiąc, rok..., a może nawet dziś. Nie wiemy, ponieważ śmierć zaskakuje nas na każdym kroku, zabierając ze sobą ludzi młodych i starych, dobrych i złych. Jednak nie bójmy się śmierci, bowiem będziemy żyli w wiecznym szczęściu, które odnajdziemy w Bogu.

Nasze dusze będą przy Bogu, a ciała pochowane będą na cmentarzu, z którego nikt nie wychodzi i wraca. Codziennie przybywa „mieszkańców”, wśród których nie ma kłótni i sporów, zazdrości i plotek. Nikt tu nie jest mniej czy bardziej ważniejszy, wszyscy są bowiem równi. Na cmentarzu panuje wielkie milczenie, nie słychać żadnych rozmów i głosów, jest to bowiem miasto umarłych, które jest przestrogą dla żywych, że śmierć jest przed

sobota, 26 marca 2016

Droga Weroniko.

List pisze sama do siebie. Do siebie z początku 1 klasy gimnazjum.

Droga Weroniko.

Zaczynasz gimnazjum. Wiem, jesteś przerażona choć zmienia się tylko budynek. Wiem, jaka jesteś załamana, że masz ochotę to wszystko skończyć. Ah, prawie Ci się to przecież udało. Musisz być silna. To, że jesteś z nią pogodzona nie znaczy, że wszystko będzie IDEALNE. Przygotuj sie na ciosy i noże wbijane w plecy. Najlepiej uciekaj od niej żeby nie cierpieć.

Oni. Są nadal fałszywi, będą Cie bić emocjonalnie. Będziesz płakać. Czuć sie samotną. Twoje ciało będzie kartką, ale nie rób tego. Bo potem będzie Ci wstyd odsłaniać pewne części ciała na światło dzienne. Sama nie będziesz mogła na nie patrzeć.

 Masz teraz wspaniałego chłopaka. Jesteś szczęśliwa i czujesz sie kochana tak jak chciałaś. Musisz być mniej zazdrosna, bo to niszczy. Przestań sie o wszystko martwić, kiedy jest ok.

Usuń Tumblr'a, bo się od niego nie uwolnisz. Będziesz sobie przez niego przypominać o tych złych chwilach, nie doceniając piękna tego co sie dzieje dookoła Ciebie. Rozdrapywanie starych ran nie jest dobre.

Wiem, że masz dość tego domu, masz czasami ochotę uciec. To się nie zmieni. Jednak na pocieszenie powiem Ci, że zmienisz nastawienie do tego wszystkiego co sie w nim dzieje, będzie Ci obojętne jaki wróci. Potrafisz przecież zrobić sobie herbatę czy kanapki. Dasz rade. Ignoruj go, kiedy jest pijany. Nie krzycz, nie wyzywaj go. Usiądź w koncie cicho i czekaj. Płacz. Nie chował żalu i bólu w sobie, bo potem to sie na Tobie odbije. Nie mów nikomu co sie dzieje. Oni to moją w dupie, a słowa "Będzie lepiej." i tak Ci nie pomogą. Naucz sama sobie z tym radzić.

Pamiętasz jak mówiłaś, że nigdy nie zapalisz, ani nie napijesz sie alkoholu? Tak, złamałaś tą zasadę i to po całej linii. Spokojnie, od fajek się uwolnisz dzięki wspaniałej osobie, alkohol będzie gościł u Ciebie rzadko i z rozwagą, spokojnie nie skończysz tak jak swój ojciec.

Nie głodzi się. To najgłupsze co robisz. Wiem, że dla Ciebie to najlepsze wyjście. Myślisz, że nikt Cie nie kocha, chcesz zniknąć. Musisz jeść, żeby funkcjonować. Nie wyjdziesz z tego tak szybko, będziesz walczyć, ale będziesz miała w swoim życiu osoby, które kochają Cie po prostu, za to jaka jesteś.

Twoja samoocena jest niska. Czujesz sie śmieciem. Uśmiech sprawia Ci ból. Choć wiesz, że lepiej będzie jak sie uśmiechasz i nie dasz po sobie poznać, że w środku jesteś kompletnie martwa. Przyjdzie czas i przyjdą osoby, które dadzą Ci kopa do życia. Odejdą Ci, których trzeba już było dawno wypieprzyć ze swojego życia, ale i tak nadal zostaną Ci fałszywi, ale nauczysz sie z nimi obcować na dystans.

Będziesz wierzyć. Mimo wszelkich zawirowań i prób będziesz jak skała i przetrwasz sztorm. Rozmowa z Bogiem, to pomoże Ci najbardziej. Zapomnij o zwykłych modlitwach. On jest Twoim przyjacielem, rozmawiaj z nim. On Cie wysłucha. Będziesz mu sie co wieczór wypłakiwać, a rao wstawać szczęśliwa.

Uśmiechaj sie częściej, bo Twój uśmiech sie zmieni. Pamiętasz jak Miłosz kiedy przyjechał z Martą składając Ci życzenia powiedział: " I żebyś zawsze była uśmiechnięta, choć to niepotrzebne, bo ty zawsze jesteś..." Było potrzebne.

Będziesz kochana i będziesz kochać to najważniejsze.

czwartek, 24 marca 2016

Odwaga II

Blokada przed otwarciem się przed drugim człowiekiem jest ciężka do pokonania.

Każdy ma swoje lęki, obawy, doznania z przeszłości, które potrafią komplikować teraźniejszość. To wspomnienia odgrywają dużą rolę w naszym życiu, to one nas kształtują, wpływają na nas.

Musimy tylko umieć oddzielić złe doświadczenia od tych dobrych, musimy uważać żeby nie sparzyć się po raz kolejny. Trzeba walczyć, czasami nawet z samym sobą, stoczyć tę wewnętrzną bitwę.

Musimy nauczyć się nie poddawać.

środa, 9 marca 2016

Odwaga.

W życiu warto mieć odwagę: Warto mówić “Dzień dobry” obcym ludziom, warto zrobić sobie wstyd na oczach wszystkich ludzi, warto mieć przyjaciół i wrogów też warto mieć.

Warto czasem nie wziąć parasola, gdy deszcz pada, warto nie doczytać książki i wrócić do niej po latach, warto pisać wiersze nawet te nieudane.

Warto wskoczyć do jeziora w ubraniu, warto śmiać się na ulicy bez powodu, warto czasem niczego nie tłumaczyć.

Warto czasem udawać głupków chociaż wiemy dobrze o co chodzi.

Warto słuchać każdej muzyki, warto marzyć, warto zgubić się w obcym mieście, warto poznać nowych ludzi, i zapomnieć o starych znajomych, warto napisać list i go nie wysłać.

Warto być realistą, pesymistą, optymistą.

Warto zadzwonić o 1 w nocy do przyjaciółki i się wypłakać, warto pójść na samotny spacer, warto zapalić znicz na opuszczonym grobie.

Warto żyć i nie pytać dlaczego.


wtorek, 8 marca 2016

Przykro mi, mała.

Przykro mi, mała. Nie masz pięciu lat, ba, bliżej Ci do dwudziestu. Nikt Cię nie weźmie za rękę i nie przeprowadzi przez życie, prędzej nakopią Ci do d*py i będą próbowali zniszczyć na każdym kroku. No bywa, zdarza się. Jeśli sama o siebie nie zadbasz to nikt tego za Ciebie nie zrobi. Życzliwsi i milsi mogą Cię poklepać krzepiąco po plecach i czasem nawet powiedzą coś ciepłego, ale cała reszta brudnej roboty jest Twoja.

Więc bierz się za siebie, bo sporo pracy przed Tobą w tym 2016 roku. Na początek wbij sobie do głowy, że musisz o siebie dbać najlepiej jak potrafisz i dołóż wszelkich starań, żeby to właśnie robić, każdego dnia. Dbać o to, żebyś się wyspała, żebyś nie chodziła głodna, żeby Ci nie było zimno w ręce i żebyś nie zapominała portfela z domu. Unikaj rzeczy, które sprawiają Ci przykrość, zastanów się co tak naprawdę przynosi Ci szczęście. Przestań bać się podejmowania decyzji, dokonywania zmian - masz tylko jedno życie i tylko Ty jesteś za nie odpowiedzialna.

I pamiętaj - może nie będzie mnie zawsze obok, żeby poklepać po plecach i pochwalić - ale wierzę w Ciebie. Nawet wtedy kiedy Ty sama w siebie nie wierzysz.

niedziela, 6 marca 2016

Miłość II

Wybierając partnera życiowego musisz pamiętać dziecko, że nie liczy się jak on wygląda, czy ile ma talentów, tylko jakie ma serce - serce do innych i do ciebie.

Za 50 lat będzie cały pomarszczony, a życie jest nieprzewidywalne i nawet zapalony tancerz w wyniku pewnych wypadków może nie być w stanie postawić samodzielnie kroku. I wtedy właśnie liczy się tylko to, co on ma w środku.

Czy jest serdeczny i dobry, czy daje silne oparcie i poczucie bezpieczeństwa, czy troszczy się o ciebie i nie tylko mówi, ale i pokazuje, że cię kocha. Nie chodzi tu o wielkie czyny, bo miłość składa się w sumie z tych malutkich gestów - z wracania do domu, do ciebie w pierwszej kolejności ponad wszystkim, z uśmiechu w trudnych momentach, z zawiązywania ci szalika pod szyją, gdy zimno, z używania w kuchni składnika, którego on nie lubi, ale je tylko dlatego, bo wie, że ty za nim przepadasz, z umiejętności powiedzenia przepraszam, gdy się zrobiło źle i wielu innych.

Tak ważna jest umiejętność postawienia siebie samego na drugim miejscu i kierowania się dobrem ukochanej osoby. Musisz przede wszystkim wiedzieć, że on cię kocha - a reszta na prawdę się nie liczy. .

sobota, 5 marca 2016

Wygląd to nie wszystko, ale nadal coś.

Możesz być facetem lub kobietą. Osobnikiem młodym lub starym. Jedno jest pewne. Wygląd ma znaczenie, ponieważ jest to silnie zakorzenione w naszej biologii.

Ten temat to prawdziwa bomba z opóźnionym zapłonem. Prędzej czy później wybuchnie. Szczególnie w gronie osób, które twardo bronią swojego zdania pt:” Wygląd się nie liczy. Liczy się wnętrze”. Dobrze. Następnym razem, kiedy przejdzie koło Ciebie przystojny facet, powiedz, że miał atrakcyjną wątrobę.

Nadszedł czas, żeby ktoś powiedział to wprost. Nie w sposób poprawny politycznie, miły, okrzesany, wygładzony przez rzesze osób o różnych poglądach, tak, żeby jak stuzłotowy banknot podobał się wszystkim. W sposób prosty i dobitny. Twój tyłek się liczy. Koniec kropka.

Ludzie wstydzą się mówić wprost, że wygląd jest ważny. Przecież rani to uczucia innych, którzy są mniej atrakcyjni. Przecież liczy się charakter, wnętrze i milion innych czynników, tylko nie to, że kobieta ma cudowną twarz, a facet silnie podkreślone barki i seksowne spojrzenie.

Już od najmłodszych lat Twój pokój zdobią plakaty seksownych mężczyzn i ponętnych kobiet. Dlaczego? Bo Ci się podoba. Wstydzisz się to powiedzieć? Kiedy jesteś małym dzieckiem, rodzice mówią Ci, że jesteś ładna. Że ładnie się uśmiechasz, że jesteś zgrabna, że masz piękne włosy. Jest udowodnione naukowo, że bardziej atrakcyjne dzieci dostają lepsze oceny w szkole. Możemy to wyprzeć, wieszać psy na psychologach czy ukryć to, że zazdrościmy innej osobie atrakcyjniejszego wyglądu, prawda jest jedna. Tak po prostu jest.

Wygląd to bariera wejścia. Jak bramka na lotnisku, przez którą nie przejdziesz, jeśli masz ze sobą niedozwolony przedmiot. Owszem, w dłuższej perspektywie oceniamy ludzi na podstawie całokształtu. Co dana osoba robi, jakie ma hobby, czy lubi czytać książki i dlaczego akurat książkę telefoniczną.

Osoby atrakcyjne fizyczne są oceniane jako mądrzejsze i bardziej inteligentne. Badań psychologicznych nie oszukasz. Ile razy widziałeś śliczną kobietę, która rozsiewając aurę wokół siebie sprawiała, że automatycznie przypisywałeś jej wszystkie dobre cechy charakteru? Przecież tak ładnie się uśmiecha, nie mogła by Cię oszukać. Ma taki inteligentny wyraz twarzy, subtelne spojrzenie, płynne i zwinne ruchy ciała. Musi być ogarnięta życiowo, pewnie ma rzesze wielbicieli i właśnie jedzie do swojego chłopaka.

Skąd wiesz?

Logicznie? Nie masz zielonego pojęcia, lecz coś Ci podpowiada, że tak jest. To efekt tak zwany efekt aureoli. Moment, w którym masz na nosie różowe okulary i przypisujesz cechy ludziom co do których nie masz żadnych racjonalnych podstaw, a bazujesz tylko na tym, że odbierasz ich jako atrakcyjnych fizycznie.

W sobotni wieczór, gdy grzeczne kobiety i poprawni politycznie mężczyźni idą na piwo, wychodzi cała prawda. Że była niesamowicie zgrabna. Że był umięśniony. Że jak jechałam tutaj widziałam mega ciacho. Że chłopak mojej współlokatorki jest kurewsko przystojny. Że dziewczyna Łukasza miała duże cycki.

Możesz wyrzucić komputer za okno, rozpłakać się, tupnąć nogą w podłogę czy wykrzyczeć na cały głos, że się z tym nie zgadzasz.

Prawda jest jedna. Jutro jadąc do pracy, ludzie będą się na Ciebie patrzeć i cię oceniać. W myślach wielu kobiet pojawi się myśl: „Przystojniak”, a w umysłach wielu facetów: „Nieziemsko piękna”, lecz nikt, jak gdyby nigdy nic nie poruszy tego tematu i pochylając głowę nad swoim smartfonem będzie w spokoju lajkował zdjęcia innych ludzi na Facebooku.

piątek, 4 marca 2016

Miłość.

Nie wyobrażam sobie być z kimś z przymusu, bez powodu czy dlatego, że nie miałabym lepszej opcji. Być z kimś to nie tylko chodzić za rękę i często się spotykać, czy recytować oklepane wyznania miłosne. To jest coś o wiele więcej, nie wiem czy wiesz o czym mówię. To jest być blisko kogoś, jako człowiek. Znać jego nawyki, wiedzieć co go boli i jak mu pomóc. Być skutecznym lekiem na jego smutki, nie móc spać z tęsknoty. Miłość musi być gorliwa i zaborcza, nie może być “od tak”. Nie może być monotonna jak codzienność, tylko dzika i nieokiełznana. 

Nie mówię, że musicie oddychać w tym samym tempie i rozumieć się bez słów. Nie ma dwóch idealnie dobranych osób. Ale te różnice, błędy, czynią z nich ludzi. To jest piękne. Kiedy dwoje najzwyklejszych ludzi którzy mają na swoich kontach zarówno wzloty i upadki zaczynają dzielić ze sobą życie. Nie umiem ubrać w słowa.

Miłość to fascynacja, chęć odkrywania coraz to nowych warstw. To niezwykła odwaga, a kto się nie boi, nie może powiedzieć, że jest odważny.

Musisz być przy tym kimś, bo bez tego nie potrafisz funkcjonować. Ciągle czujesz pustkę której nie możesz niczym zapełnić. Jesteś jak bez nogi, bez ręki, bezwładny, bezsilny.

Każdy ruch drugiej osoby, to czy pocałuje Cię w nos czy w nadgarstek, jest dla Ciebie jak rytuał. Nic nie wyraża uczuć do takiego stopnia jak te drobne gesty. Kiedy trzyma rękę na Twoim sercu i czuje jak ono stopniowo przyspiesza, kiedy gładzi kciukiem Twoją skroń, a Ty uśmiechasz się błogo upajając się rozkoszą która wynika z tego, że przy Tobie jest.

Miłość jest groteską. Przynosi tyle samo bólu co szczęścia. Wynagradza nam wszystko. Wszystkie niedogodności i potknięcia. Dwoje ludzi którzy mogą rozmawiać o wszystkim, mogą na siebie liczyć w każdym momencie, są dla siebie nawzajem ogromnym wsparciem. Ich ciała są jak mechanizm. Należą do siebie nawzajem, współpracują. Bez siebie nie tworzą już tak doskonałego urządzenia. Nie wiem czy zrozumiałeś.

Są sobie niezbędni. 

Potrzebni.

środa, 2 marca 2016

Prostota.

Nie wierzę w niemożliwe w związki. Nie wierzę w „chcę z nim/nią być ale nie mogę”. Życie pod tym względem jest proste, wręcz czarno białe. Chcesz z kimś być? To bądź. Nie chcesz? To nie bądź. Nie ma półśrodków, półprawd i półrozwiązań.

Ludzie na każdym kroku komplikują sobie życie. Wymyślają problemy, których nie ma, jeden Bóg wie po co. Zamiast żyć prosto, przyjemnie i szczęśliwie, lepiej się trochę pozamartwiać, pokomplikować. Najwyraźniej tak jest ciekawiej.

Jest sobie kobieta i chłopak. Ona ma lat trzydzieści, on siedemnaście. Ona twierdzi, że to toksyczny związek.

Żeby było śmieszniej, nie dlatego, że źle na siebie wpływają. Kiedy są ze sobą są szczęśliwi, kiedy ze sobą rozmawiają – są szczęśliwi, kiedy do siebie piszą – są szczęśliwi. Jedyny czas kiedy nie są szczęśliwi, to gdy ona myśli o nim i dochodzi do wniosku, że musi się z nim rozstać.
Próżno szukać racjonalnego powodu. Jest tylko to:
Nie chcę go skrzywdzić, bo tak pewnie by było. Nie chcę też skrzywdzić siebie, przecież w końcu odszedłby do młodszej, a ja byłabym pośmiewiskiem.

Gdy czytam takie teksty to nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. Krytykować czy współczuć? A może wszystkiego po trochu. Chyba nic mnie bardziej nie denerwuje, niż zakładanie z góry, że coś się wydarzy, że coś będzie miało miejsce albo nie. On na pewno mnie zdradzi. On na pewno ode mnie odejdzie. Na pewno mi się nie uda. Jestem pewien, że… i tak w nieskończoność.

Ludziu kochany, nie wiesz, to głupio nie gadaj. Zamilknij. Bo pieprzysz głupoty. Naprawdę mnie dziwi, że wolisz zrezygnować z walki o coś fajnego, o coś dobrego, tylko dlatego, że może się nie udać. No oczywiście, kurwa, że może się nie udać – też mi wielkie odkrycie. Każdego dnia wiele rzeczy może się nie udać. Ot, nie przymierzając, możemy z rana wpaść pod samochód. Możemy? No możemy i to bardzo realne zagrożenie. Tylko czy z tego powodu siedzimy w domu i się zamartwiamy? Czy może jednak podejmujemy to ryzyko i jednak z tego domu wychodzimy?

Nie ma półprawd, półśrodków, półrozwiązań. Jest oczywista oczywistość, z którą boisz się zmierzyć.

Boisz się wziąć odpowiedzialność za swój los. Boisz się, że podejmiesz złą decyzję. No to się bój dalej. A ja w tym czasie będę żyła i próbowała. Bo a nuż.

sobota, 27 lutego 2016

Odważ się być szczęśliwym.

Rok to 365 dni.
Rok to 8 784 godziny.
Rok to 527 040 minuty.
Rok to 31 622 400 sekundy.

Właśnie minęło 20 sekund. Każdej sekundy umierają 2 osoby, na ich miejsce rodzą się w tym samym czasie 4 osoby. Ja i ty też umrzemy i to właśnie czyni z nas szczęściarzy. Większość ludzi nigdy nie umrze, ponieważ większość ludzi nigdy się nie narodzi. Osób które mogłyby być teraz na Twoim miejscu, ale w rzeczywistości nigdy nie przyjdą na świat, jest zapewne więcej niż ziaren piasku na pustyni.

Wśród nich są poeci wspanialsi od Szekspira, i uczeni więksi od Newtona, wiemy to, ponieważ liczba, możliwych sekwencji ludzkiego DNA znacznie przewyższa liczbę rzeczywiście żyjących na Ziemi ludzi. Świat jest niesprawiedliwy. Lecz to właśnie tu się znaleźliśmy. TY i JA.

Zbyt często zapominamy, że życie to coś nieskończenie fascynującego, zapominamy, ze nasze istnienie to dla świata jedynie mrugnięcie. Zapominamy jak ważna jest każda sekunda którą mamy.
Żyjemy w ciągłym biegu, nieustannie za czymś goniąc, lecz ciągle odnajdujemy czas na nudę. W całym tym zbiorowym obłędzie, wyścigu donikąd tak często tracimy motywacje do życia, do robienia tego co szczerze kochamy. Dorastając wycofujemy się z naszych ambicji, celów. Skazujemy na śmierć nasze marzenia. Zapominamy, że celem naszego istnienia jest wyrażanie siebie, odnalezienie własnego celu.

Zbyt często tak wielu z nas wyraża sprzeciw, sprzeciwiamy się swoim nierealnym marzeniom, sprzeciwiamy się własnym emocją, uczuciom, własnemu sercu, gasimy tlący się w nas ogień. Wstydzimy się tętniącego w nas życia, które chce pokazać, wykrzyczeć swą obecność światu. Tracimy nasze szczęście goniąc. Chodzimy do pracy, której nie cierpimy. Kupujemy rzeczy, które nie potrzebujemy, za pieniądze, których nie mamy. Usiłując zaimponować ludziom, których nie lubimy. Udając kogoś kim nie jesteśmy.

Czekamy w kolejkach, ulicznych korkach, czekamy na umówione spotkanie, czekamy na urlop, na lepszą posadę, czekamy aż dorośniemy, aż nasze dzieci dorosną, czekamy na istoty związek, czekamy na sukces...

Czasem czekamy przez całe nasze życie, czekamy zamiast zacząć po prostu żyć. Boimy sie tego co mamy. Boimy sie życia, które tętni w każdym atomie naszego ciała. Przerażają nas zmiany. Jednak atomy, które budują Cię właśnie w tym momencie, nie są tymi samymi atomami, które budowały Cie zaledwie kilka lat temu.

Zmiana jest nieodłącznym elementem naszych istnień, musimy ją zaakceptować. Musimy przestać sie bać. Wyrwać się z kajdan lęku, bo to czego pragniemy najbardziej to to czego najbardziej sie boimy.

Odważ się być sobą.
Odważ się robić to co kochasz.
Odważ się spełniać swoje marzenia.
Odważ się być szczęśliwym.

czwartek, 4 lutego 2016

Co jet centrum Twojego życia?

Możesz mówić: "Nie wierzę w Boga", ale Biblia mówi, że to niemożliwe. Każdy ma swojego boga, choć to nie musi być Bóg z Ewangelii . Możesz nie wierzyć w Boga, ale na pewno coś jest twoim królem. Nawet słownik definiuje boga jak to, co wywyższamy. To temat wszechobecny wśród ludzi: wszyscy wielbimy, nie chodzi tu o śpiewanie.

Możesz mówić: "Weronika, Ja nie wielbię, nie interesuje mnie to", ale tak naprawdę wszyscy wielbimy, po prostu wielbimy siebie. Wszyscy oddajemy czemuś cześć, jesteśmy od czegoś zależni, dla wielu z nas internet, telefon jest bogiem, a social media biblią. Wyśmiewamy Izraelitów ze złotym cielcem, a robimy to samo. Tylko wygląda to trochę inaczej.
 Pytanie: Co jest na twoim tronie? 

Co wybierasz, aby nie czuć samotnym? Co Cię definiuje, jest ostateczną wartością? Strata czego najbardziej Cie zrani?

To jest twój bóg.

Wszyscy poświęciliśmy głęboką radość dla płytkiej przyjemności. Szczerze? Wyglądamy jak głupki, jak dorośli w dmuchanym baseniku, mówiący: "Ależ to jest super!". Jesteśmy niewolnikami rzeczy, ciągle chcemy czegoś nowego. Jeżeli nie możesz czegoś oddać, nie posiadasz tego, ale ta rzecz posiada Ciebie.

Dlatego Biblia mówi że jesteśmy duchowymi prostytutkami, mówi nawet, że jesteśmy gorsze niż one, bo prostytutki przynajmniej dostają płacę, a naszą zapłatą jest karawan. Wielbienie to nie tylko zachowanie, to jest w głębi naszych serc.

Zapytaj siebie: Co jest moim Bogiem?

Przed czym się kłaniam? Na przykład wielu z nas nie wielbi Boga, ale wielbi Jego słowa, napychamy sobie głowę teologią, a serca są puste, nagie i martwe.Część z nas wielbi na stadionach, inni wielbią w barach. Niektórzy wielbią posiadane rzeczy albo swoje samochody. Niektórzy wielbią naukę, inni - sztukę, ale nieważne, jakie strój nosi twój bożek, to w sercu tkwi choroba.

Najbardziej lubię jak ludzie mówią: " Ja nad tym panuję!". Tak? To powiedz czemu nie możesz wytrzymać jedno dnia bez telefonu? A co z facetami, którzy sprzedają swoje żony za pracę, poświęcają więcej czasu szefowi, niż potrzebom i trudnościom żony? A was dziewczyny, żaden chłopak nie pokocha bardziej niż Jezus, przestańcie szukać swojej wartości w przystojniakach.

Jezus jest lepszy.

Wiem,  co myślicie, pewnie: Weronika, piszesz że, nie powinniśmy nienawidzić pieniędzy, alkoholu i internetu?"

Nie.

Piszę, że Bóg to stworzył, aby z nich korzystać we właściwy sposób.

Chcę zmienić temat, takie duchowe wtrącenie.

Czy można powiedzieć, ze te rzeczy, naprawdę są celem życia? Zamiast uwielbienia Stwórcy mnie i Ciebie powiedzieliśmy: "Boże, spadaj, biorę co dajesz, ale równie dobrze możesz dla mnie umrzeć." Okropna wymiana, sprzedać Boga za człowieka. Bóg daje nam wodę, a my mówimy "Dobry piasek, naprawdę." Albo znajomi mówią mi: " Bóg chce mi coś odebrać." Nie pojmuję Ci sami ludzie chętnie oddają wszystko za hasło do Wi-fi.

Czy tylko ja czuje ten ucisk w środku? Czy tylko ja czuję ciężar moich grzechów? Ale jest coś niesamowitego, krytykujcie mnie, jak chcecie, ale usłyszcie przynajmniej tą jedną rzecz.

Tam gdzie my weszliśmy w rolę Boga, myśląc, że możemy być Nim, On wszedł w naszą rolę i przejął nasz grzech.

Dosłownie.  

Stał się człowiekiem, a my Go tak potraktowaliśmy? To weteran wojny ostatecznej, został zabity za naszą wolność. On myślał o mnie i o Tobie przy każdym uderzeniu bicza, choć wiedział, że wciąż będziemy twierdzić: "Nie, nie potrzebuję Go". Ale jak ojciec ie mógł znieść, że Jego dzieci tkwią w niewoli, więc na krzyżu zapłacił za nas, za takie poprochy brudu jak ja czy ty.

Proszę was, pozwólmy Mu wejść na Jego właściwe miejsce.

Mówię wam: "On was kocha. Teraz. Zaufajcie tylko jego łasce."

Zanim skończę zostawię wam pytanie: Jaka Twoja rzecz dała sobie przybić ręce gwoździami? Kiedy ostatnim razem pieniądze czy internet wybaczyły Ci? Kiedy ostatnio telefon uwolnił cię od wszystkich zniewoleń? Kto inny umarł, abyś miał nowe życie? Kiedy ostatnio świat obiecał Ci spełnienie i rzeczywiście dotrzymał słowa?


"Fałszywi bogowie nie wybaczają porażek, i nigdy nie dają spełnienia... Jest tylko jeden Bóg, który je daje - Jezus i jego zmartwychwstanie."

_________

Może coś was to zmieni, może nie. Do odbiorcy należy decyzja co zrobi z przeczytanym tekstem, i czy wyniesie coś z niego.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Samoakceptacja

Wydawałoby się, że samoakceptacja jest nie lada sztuką.

Dlaczego każdy widzi w sobie tyle wad? Czemu ma tyle kompleksów? Czyżby stawiał sobie za wysokie wymagania? Przecież do szczęścia nie trzeba tak wiele, jak to się wszystkim wydaje... 

Każdy jest odpowiedzialny za swój los. To nie magia, czy jakieś cuda sprawiają, że życie toczy się po naszej myśli. Raczej to, że stawiamy sobie cele, którym zdołamy sprostać, prowadzą do tego, że możemy uważać się za szczęśliwych. A podstawą do tego jest zaakceptowanie samego siebie! Wydaje się to bardzo trudne, prawda? Ale kiedy zastanowimy się nad tym głębiej, to dojdziemy do wniosku, że to jest całkiem łatwe. Potrzebne jest do tego trochę wysiłku i własnej woli. Jeśli całymi dniami będziemy siedzieć i użalać się nad sobą to staniemy się zgorzkniali i doprowadzimy do samotności z własnej woli. Często doprowadzamy do tych sytuacji nieświadomie, ale warto od czasu do czasu pomyśleć o sobie i swoim życiu, zrobić "rachunek sumienia", by do tego nie dopuścić. 

Kompleksy... Każdy zna to słowo doskonale. A, bo mam za duży nos, odstające uszy, za grube nogi, czy zupełnie coś innego. Często właśnie na tym się skupiamy i potrafimy przez to przepłakać cały dzień... Wszystko da się rozwiązać! Tak, to zupełnie proste! Duży nos można polubić. Ostające uszka można zamaskować odpowiednią fryzurką, no i problem z głowy! Grube nogi ukrywamy pod odpowiednią odzieżą. Ale zaraz, zaraz, jeśli nam to nie przeszkadza, to nie musimy niczego ukrywać. Jak się komuś nie podoba, to niechże się nie patrzy!

Zawsze znajdziemy w sobie jakieś niedoskonałości. Ale możemy je przecież polubić, zaakceptować samych siebie! 

Dlaczego mamy stać w kącie, kiedy inni dobrze się bawią? Jeśli sami siebie zaakceptujemy, to inni będą czuli wobec nas respekt.Jeśli nie będziemy dawać się wykorzystywać, będą znać naszą cenę, będą się z nami liczyć! Tylko trzeba uważać, żeby nie przeholować, przegiąć w drugą stronę. Wówczas, zamiast przyjaciół i pewności siebie, zyskamy wrogów i staniemy się narcyzami. We wszystkim trzeba znać umiar.

Każde wady da się zwalczyć w sobie, lub choćby troszkę je wyprostować. Wystarczy je zamaskować. Nie jesteśmy w czymś dobrzy? Poszukajmy naszych mocnych stron! Każdy jest inny, każdy ma inne predyspozycje, talenty. Trzeba umieć je z siebie wydobyć! Należy to robić stopniowo, krok po kroku, nic na siłę. Nie powinniśmy stawiać sobie zbyt wygórowanych celów, ponieważ kiedy się sparzymy to znów wróci brak pewności siebie i załamanie. A to raczej nie pomaga przy samoakceptacji. 

Każdy może znaleźć w sobie coś dobrego. A nawet jest to wskazane. Powinniśmy myśleć o sobie dobrze, patrzeć optymistycznie na świat. Nie przejmować się małymi, czy nawet większymi niepowodzeniami, tylko iść, a nawet biec do przodu z podniesioną głową. 

Ludzie powinni umieć śmiać się z samych siebie. Czasem zaliczymy "wtopę" i inni się z nas śmieją. Weźmy z nich przykład! Nie naburmuszajmy się! To ludzkie! Każdy czasem zrobi coś głupiego, wykażmy się przy tym poczuciem humoru. Nie obrażajmy się na innych, to nie ich wina. 

Powinniśmy patrzeć optymistycznie na świat. Zaakceptować zarówno swoje wady i zalety.

Każdy ma w sobie żywe źródełko. Jeśli jest je słychać, to, to źródło nazywa się osobowością. Każdy ma w sobie coś dobrego, coś co warto pokazać otoczeniu! Żeby inni nas akceptowali, najpierw musimy akceptować siebie. Pamiętajmy o tym!

_____

Dystans. To jest to.

czwartek, 28 stycznia 2016

Przyjaźń

Przyjaźń, jak i miłość, trzeba pielęgnować. 

Tak, jak niepodlewany kwiat więdnie, jak nieutrzymywany ogień gaśnie, tak niepielęgnowana przyjaźń się kończy...
Albo nie ma się dla siebie czasu, albo nie potrafi się ze sobą rozmawiać, albo jedna z osób wyrządziła drugiej krzywdę, albo po prostu, z czasem, ten związek zaczyna się nudzić.

Koniec przyjaźni... Czy to naprawdę koniec? Przecież nie da się, ot tak, zapomnieć o drugiej osobie, która jest dla nas ważna, nie da się wymazać jej ze swojego życia.
Niektórym jednak zapomnienie nie sprawia problemu, innym wręcz przeciwnie... Czasem obie strony żałują tego, co straciły, ale nie potrafią odbudować czegoś tak ważnego jak przyjaźń.

A może warto? Może warto odbudować to, co niegdyś było tak silne...? Może warto spróbować. Choćby po to, by nie żałować, że nie zrobiło się NIC, żeby ratować przyjaźń.

Tylko że w takiej sytuacji zwykle na scenę wkracza strach wraz z niedowierzaniem we własne siły.

Ludzie boją się kolejnej, pogrążającej ich jeszcze bardziej, porażki. Dlaczego się boją? Dlatego, że nie wierzą we własne możliwości, nie wierzą w powodzenie „odbudowy”.

Prawda jest taka, że gdyby się udało od nowa zbudować to, co się zniszczyło, to byłoby to znacznie silniejsze i trwalsze. Może dlatego warto zabrać się za odnawianie przyjaźni... Wierzę, że warto.

A jeśli nic jeszcze w tej cudownej konstrukcji, jaką jest przyjaźń, nie runęło, to warto pamiętać, by pielęgnować. Bo niepielęgnowana przyjaźń więdnie niczym kwiat. Pielęgnujmy, a może wtedy nie trzeba będzie tak wielu wspaniałych przyjaźni spisywać na straty, może dzięki temu nie będziemy musieli budować od początku.

Pielęgnujmy.

__
Chodziło mi o przyjaźń w tzw. 'realu', do internetowej ten tekst ma sie nijak. 

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rusz się człowieku

Zaczęło się od dnia poznania się Twoich rodziców. Ale nieważne czy poznali się w restauracji, pociągu, czy na domówce zaćpani i pijani. Nieważne gdzie zrobili “to”. Nieważne czy byłeś “zaplanowany” czy byłaś wpadką na jakiejś z imprez. Nieważne czy się cieszyli czy siebie przez to znienawidzili, twierdząc że życie sobie zniszczyli. Nieważne czy urodziłeś się w domu, karetce czy szpitalu. Nieważne czy Twoja matka cierpiała przy porodzie. Nieważne czy zaopiekowali się Tobą, czy Cie pokochali, czy oddali do domu dziecka. Nieważne to kiedy nauczyłeś się chodzić, nauczyłaś się mówić. Nie liczy się to czy jako dziecko miałaś dziesiątki lalek czy jednego podartego pluszowego misia. Nie liczy się to jak traktowało Cię starsze rodzeństwo, koledzy w przedszkolu, a nawet sami rodzice. Nieważne czy jesteś jedynakiem, czy miałaś dom, szkołę, znajomych w przedszkolu. Nieważne gdzie chodziłeś do szkoły. Nieważne jakie dostawałaś oceny. Nieważne w jakich ciuchach pokazywałaś się na mieście. Nieważne czy miałaś w domu internet. Nieważne czy pod choinkę dostawałaś zestaw ajfonów. Nieważne czy w twoim domu nie było telefony. Nieważne czy na urodziny dostawałeś nowe airmaxy czy mama kupiła Ci w kiosku trampki. Nieważne w jaki sposób się wychowywałeś. Nieważne gdzie spędziłeś dzieciństwo. Nieważne kto nauczył Cię najwięcej. Nieważne czy chorowałeś czy nie. Nieważne czy ktoś z Twoich bliskich odszedł, umarł. Nieważne gdzie byłeś. Nieważne jak spędzałaś wolne chwile. Nieważne z kim się zaprzyjaźniłeś. Nieważne kogo poznałaś, kto Cię zostawił. Nieważne kto złamał Ci serce. Nieważne czy miałaś myśli samobójcze. Nieważne ile nocy nie przespałaś bo płakałaś. Nieważne ile chłopców w ilu klubach zaliczyłąś. Nieważne ile pieniędzy wydałeś na prochy. Nieważne czy życia miałeś dosyć. Nieważne czy podcinałaś sobie żyły, polewając rany wódką. To wszystko nie ważne. To wszystko to chwile. To sekundy. To momenty, których juz nie odzyskasz, nie zmienisz, nie możesz zrobić z tym nic. Nie możesz o tym zapomnieć - są jak wspomnienia żołnierza o wojnie. Nie możesz ich naprawić czy powtórzyć, Każdego dnia dostawałeś czas, czas którego nie dostaniesz już nigdy więcej. Może dobrze wykorzystałeś ten czas, może go zmarnowałaś. Może. Możesz o tym wszystkim pamiętać, lecz niestety nie zapomnieć. To są setki, tysiące wspomnień. To jest historia. Codziennie dostajesz nowe chwile, sekundy i godziny. Nie rozpaczaj, nie dramatyzuj. Nie cofaj się w przeszłość - a gdy niechcący to zrobisz, to tylko wyciągnij wnioski, niech one cie czegoś nauczą. Teraz też upływają Ci te cenne sekundy, możesz powiedzieć że chuj z tym, ale tak naprawdę Ci zależy, gdzieś głęboko w sercu. Wstań z krzesła, nie siedź w miejscu - nie rozpamiętuj. Właśnie teraz. Tak, to teraz właśnie piszesz swoją historię, możesz zrobić co tylko chcesz. Pierdol strach, to tylko psychiczny stan. To twoje życie. Spełniaj swoje marzenia, baw się. Nie płacz, to nie ma sensu. Nie zadawaj sobie bólu. Spójrz na to jak mija Ci czas. Zmień coś. Idź i zmieniaj swój świat. Tylko ty piszesz swoją historię. To od Ciebie zależy wszystko. Nie od tego co było kiedyś. Nie od rodziny, bliskich, twojego ex. Oni są tylko wpisem. Ty pisz dalej. Rób to co chcesz robić. W twoich rękach leży twoja przyszłość. To Ty możesz spełnić swoje marzenia. Nie to nie ściema. Co chwilę dostajesz te kilka sekund, więc je kurwa wykorzystaj człowieku. Nie wiesz czy będziesz żył 5 minut czy 50 lat. Ciesz się chwilą. Tym co masz. Doceń to co masz. Doceń tego kto jest obok bo za chwilę te chwile będą za tobą, ty możesz nie być wcześniejszym sobą, możesz zostać sam, więc kurwa doceń to co masz, ciesz się tym, zdobywaj więcej, pracuj nad sobą, nad swoim życiem, nad swoimi słabościami i wartościami. Każdy dzień to nowy rozdział, nowa strona. 
Całe Twoje życie to jedna wielka książka, jedna wielka historia. Historia która należy tylko do Ciebie, nikogo więcej, każdy inny jest tylko bohaterem, bohaterów może być wiele. Ty jesteś jedna lub jeden.


Nie marnuj kolejnych dni, proszę Cie, weź coś zmień, postaraj się, zrób coś, nawet ludziom na złość, nie daj kierować komuś innemu swoim życiem, swoją historią. Nie pozwól innemu wpływać na twoje marzenia, tylko idź i je spełniaj, walcz o siebie. Wykorzystaj czas, to tak naprawdę jedyne co dostajesz tylko raz. Przeszłości nie zmienisz, a przyszłość leży teraz w Twoich rękach - nie nie mówię o żyletkach. Nie będzie opcji ctrl+z, backspace, usuń czy kopiuj wklej. 
______
Czuje że ten tekst jest bardzo i ogólnie popierdolony, ale bardziej czuje i mam nadzieję że do jakiś zmian Cie skłoni.