wtorek, 29 grudnia 2015

Mój drogi przyjacielu.

Kim jest przyjaciel? 

Nie kieruję się definicją społeczeństwa- definicją świata. Według niej, przyjaciel to chodzący ideał. Ideałów nie ma. Mam swoje zdanie na ten temat, swoją osobistą definicję. Raczej mało optymistyczną, ale jakże prawdziwą…

Przyjaciel jest z Tobą zawsze. Śmieje się z Tobą, bawi się, płacze, kiedy Ty czujesz się źle. Pomaga we wszystkim, rozumie Cię bez słów. Możesz robić z nim dosłownie wszystko i również wszystko możesz mu powiedzieć. Nigdy nie powie o Tobie złego słowa, nie będzie próbował zmieniać Cię na siłę. Zaakceptuje wszystkie Twoje wady, jednocześnie pracując nad nimi. Tak strasznie delikatnie i niepostrzeżenie sprawi, że staniesz się lepszy. On będzie z Tobą ZAWSZE. Nigdy Cię nie opuści, nigdy nie zostawi… Będzie, jak Twój cień.

Spójrzmy na to z realnej strony…

Po pierwsze, każdy przyjaciel kiedyś odejdzie, chociażby po to, żeby ułożyć swoje osobiste życie. Nikt nie będzie trwał przy Tobie wiecznie. Nie jesteś pępkiem świata, zresztą znajdź mi takiego niewolnika, który będzie sterczał przy Tobie całe wieki. 
„No tak, odejdzie, by ułożyć swoje osobiste życie, ale w sercu będzie już zawsze.”

Teoretycznie tak, ale jak łatwo można zauważyć, nie będzie już automatycznie spełniał reszty wyimaginowanych warunków. 

Właściwie większość spostrzeżeń pochodzi z mojej własnej autopsji.

Są dni, kiedy umierasz z bólu. Z bólu, który przeszywa Twoją psychikę i gdzie jest ten Twój wspaniały przyjaciel, kiedy powinien być tutaj, przy Tobie? Nie, wcale tego nie żądam, ale patrzmy cały czas na definicję społeczną…

Gdybym miała czepiać się dosłownie wszystkiego, zwróciłabym uwagę na robienie wszystkiego z moim idealnym przyjacielem. Otóż nie mogę robić wszystkiego, chociażby dlatego, że kobieta znacznie różni się od mężczyzny. Tak, fizycznie też, ale przede wszystkim różni się psychicznie.Z przyjacielem- Nią- nie zrobię tego, co z przyjacielem- Nim. A także z przyjacielem- Nim- nie zrobię tego, co z przyjacielem- Nią. Ta sama kwestia dotyczy problemu „wszystko sobie mówią”. Gówno prawda. 

Nigdy nie powie o mnie złego słowa? Nie powinien… 
Ale życie jest nieprzewidywalne i chwilami miota nami, jak bezwładnymi marionetkami, wpuszczając miedzy nas kobietę zwaną Emocją.
Jeśli przyjaciel jest, jak mój cień, to chyba znika mi na dość długie chwile, co jakiś czas zapominając nawet o tym, że powinien kogoś strzec. 

Bujam w obłokach, wciąż wierzę w ludzi, szukam w nich odrobiny dobra. Myślisz, że to takie proste w dzisiejszym zakłamanym świecie? Każdy stara się, jak najlepiej odegrać swoją rolę. Ty, mimo wielu doświadczeń, które nauczyły Cię sporego dystansu do każdego człowieka, chcesz pomagać innym. Mimo tego, że tyle osób Cię skrzywdziło, chcesz nieść pomoc. To na nic. Zarzucą Ci egoizm i ukryte intencje. I proszę, nie rzucaj słów na wiatr. Nie mów: „Razem albo wcale”, kiedy wiesz, że z łatwością dasz sobie radę, gdy mnie zabraknie. Nie pisz mi przy każdej okazji: „Kocham Cię. Już zawsze będę przy Tobie”, „Na zawsze razem”. Miłość, nawet ta, definiowana moimi słowami, nie polega na pustych dźwiękach. 

Czasem życie wymierza nam niekontrolowane ciosy i bynajmniej nie jest to Twoją winą- co nie oznacza, że w żadnym stopniu nie przyczyniasz się do tego. 

Umieram, bo ten, kto obiecywał być przy mnie wiecznie, odszedł. 
Idealny przyjacielu, dlaczego więc zabijasz swoją bratnią duszę? 
Czy to nie najgorsza zbrodnia, jaką możesz popełnić, łamiąc tym samym idealne stereotypy dobrego człowieka? 

Jeśli wciąż będę kierowała się definicją społeczeństwa, to wątpię, bym kiedykolwiek mogła użyć słowa „przyjaciel” w stosunku do któregokolwiek mieszkańca Tej Planety. 

Tym, dzięki którym moje serce zmienia się w lodową bryłę… 

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Laleczki

Życie jest codziennym przedstawieniem, a my gramy w nim role. Każdy ma własny spektakl i każdy jest w nim głównym bohaterem. Ale sztuka nie zawsze jest piękna i zakończona happy end"em. Choć byśmy nie wiem jak się starali, to do końca zostaniemy tylko lalkami. Zabawkami w rękach Boga.

Lalki są różne. Jedne mają śliczny uśmiech, złote loki i buciki z kokardką. Te są chętnie kupowane. Inne siedzą smutne z łzami na porcelanowych policzkach i ze szklanymi oczami wpatrującymi się w dal. Już osiadł na nich kurz. Jeszcze inne
, choć nieszczęśliwe, chowają swój smutek za półuśmiechem. Wiedzą, że okazując swe uczucia, zostaną odrzucone, przecież nikt nie kupi smutnej lalki.
Tym ostatnim lalkom przecież nic nie brakuje. Mają kochających rodziców, oddanych przyjaciół i ludzi, którzy tak im tego zazdroszczą. Pozory jednak mylą. One skrywają w sobie inny, nikomu nieznany świat. Codziennie budują w nich fundamenty, aby coś na nich wznieść, jednak zbyt często fundamenty upadają, a laleczki coraz bardziej pogrążają się w smutku.
One powinny być szczęśliwe, a nie są. Tak bardzo cierpią. Tak bardzo nienawidzą. Tak bardzo nie znają siebie. Z całych sił próbują odgadnąć, kim są, jednak to pytanie jest dla nich zbyt trudne.

Laleczki powinny bawić się życiem, jednak popadają w depresję. Całymi dniami snują się jak cienie po ulicach, unikając jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi, a nocami wpatrują się tępo w jeden punkt na ścianie. Zamykają się w sobie. To nie jest życie. To wegetacja.Laleczki czują. Laleczki kochają. Laleczki chcą żyć, ale nie potrafią, aż do momentu, gdy do ich główek wpada myśl, że przecież nie muszą tłumić w sobie emocji, nie muszą cierpieć w ś
rodku. Mogą to wszystko wyjąć na zewnątrz. Pokazać światu, jak bardzo im źle. I wybierają bardzo złą drogę.

Na początku jest wspaniale. Euforia, wolność, radość i ukojenie, ale z czasem to przestaje przynosić oczekiwany rezultat, a tylko rani. Choć laleczki chciały żyć, ich sposób na to powoli zaczął je zabijać. One są już tak bardzo słabe. Nie mają na nic siły ani ochoty. Niektórzy opuszczają laleczki, ale prawdziwi przyjaciele zostają, mimo, że nie raz byli odpychani przez nie. Nawołują bezbronne lalki i pośród ciemności wyciągają ręce na ratunek. Teraz już tylko od laleczek zależy, czy chwycą te dłonie i uratują się, czy kompletnie pogrążą się w ciemności i upadną. Te, które dały sobie szansę i uratowały się, przez długi czas nie mogły dojść do siebie, ale przecież miały przyjaciół, którzy im pomagali.

Pewna grupa laleczek, które zaczęły żyć, oddychać i cieszyć się nowym dniem, jest teraz silniejsza. Nauczyły się radzić sobie z problemami i wyciągnęły naukę ze swego cierpienia. Pomagają sobie wzajemnie. Niektóre szukają w świecie innych zagubionych laleczek i wyciągają ku nim swoje dłonie.

One już znają siebie, wiedzą, ile są warte. Choć niekiedy dopada je przeszłość, to za wszelką cenę podnoszą się, nie chcą znów wrócić tam, gdzie jest tak ciemno.
Cierpienie nauczyło je szanować życie, to, co mają i siebie. Laleczki chcą być szczęśliwe. Laleczki chcą żyć. Jednak nadal lalki są różne...

niedziela, 27 grudnia 2015

Ja tylko głaszcze świat przez szybę, jak niechciane dziecko...

Tak wiele rzeczy robimy bez przekonania. Wydaje nam się, że nie dotyczy nas większość tych bzdur, jakie pisze się w Internecie, czy gazetach. Siadamy grzecznie na kolejnej parkowej ławce myśląc o tym, co złego ostatnio zrobiliśmy. Dlaczego nikt się nie przysiada? Może tego nie chcemy? Może... 

Jesteśmy zbyt prości, by przyznać się przed samym sobą: „Nie mam odwagi, by żyć”. Brakuje nam wiary w to, że kiedy nas już tu nie będzie, ktoś pomiędzy naszą datą urodzin a datą śmierci wpisze kilka małych sukcesów. Boimy się samotności, bo ona dzieli. Dzieli ludzi na dobrych i złych. Mimo że świat płata nam figle i nie umiemy już odróżnić cech pozytywnych od negatywnych.

A propos negatywów. Jedyną rzeczą, jaką bezpiecznie wykonujemy to odkurzanie ręka czarno-białych fotografii. Rozpamiętujemy to, co było. Zapominamy na chwile, że to nie powróci. Zapominamy, że trzeba znów zrobić coś szalonego, by kiedyś móc wspominać coś nowego. Myślimy wtedy: „Nie jestem gotowy”. Gotowy, na co? Tak najłatwiej powiedzieć. 

Boimy się stawić czoło przygodzie. Przecież życie nie trwa wiecznie. Chyba nie chcemy go zmarnować poprzez przesiadywanie na wcześniej wspomnianej parkowej ławce? Każdego dnia uciekają na kolejne 24 godziny.
Czasu, który daje szanse by raz na zawsze coś zmienić. Czasu na to, by zrobić coś dla siebie i dla innych. Być może jest to czas na to, żeby choć na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości, bo ona jest toksyczna. 

Mijamy w kółko te same ulice, brudne kamienice. Nie mamy czasu i odwagi na to, by wziąć kredki i pomalować sobie życie. Nieświadomie czekamy na kogoś, kto zrobi to za nas. Czy to ma sens? Dni są zbyt krótkie, by płakać w poduszkę. Trzeba nauczyć się trudnej sztuki komunikowania się z ludźmi, bo może kiedyś będziemy ich potrzebować. 

Porozmawiać. Najgorsze jest, kiedy nie ma się do kogo odezwać, a kot usnął nam na kolanach. Każda minuta staje się godziną. Lecz to nie czas się wydłuża. Jest go równie mało, jak przed godziną. Nawet jeszcze mniej. Zostało nam mniej czasu na to, by naprawiać świat. To jest możliwe. Trzeba chcieć. 

„[...]Życie choć piękne, tak kruche jest...”.

sobota, 26 grudnia 2015

Każde życie ma swój osobisty sens.

Sens ludzkiego istnienia zastanawia mnie już od dawna... Wiele aspektów tego, co pozornie proste po dogłębnym przemyśleniu nie wydaje się już takie oczywiste i zrozumiałe...

Nurtuje mnie wiele kwestii, ale do najważniejszej chyba należy retoryczne pytanie; po co tak właściwie żyjemy?... To dość skomplikowane, bo po co całe życie staramy się dojść do czegoś, skoro i tak w chwili śmierci nie liczy się zupełnie nic?! Po co każdego ranka na nowo się budzę i po co wieczorem znowu zasypiam?! Po co na swojej drodze spotykam ludzi, którzy coś dla mnie znaczą, skoro oni i tak prędzej czy później odchodzą?! Po co ufam, skoro mnie oszukują?! Dlaczego przyszłam na ten świat, po co, dla kogo, na jak długo? Czemu wciąż zadaję pytania, skoro i tak nikt mi na nie nie odpowie?! Po co każdego dnia wstaję z wysoko podniesioną głową, myśląc, że będzie lepiej, skoro nie jest?! Dlaczego na tym świecie nic nie jest trwałe?! Dlaczego nie można zatrzymać chwili choć na chwilę?!

Kompletnie nie rozumiem tego świata, przypomina mi to jeden wielki bałagan, a nawet i bezsens. Codziennie dzieje się coś dla nas ważnego, a jednocześnie coś, co tak naprawdę nie znaczy zupełnie nic. Każdy dzień naszego życia niesie w sobie ukryty przekaz, przekaz, którego nie potrafimy tak od razu zrozumieć, a kiedy już rozumiemy jest za późno, bo nie znaczy więcej niż cały bezsens zasiany masowo wokół nas. Nieustannie żyjemy z myślą, że będzie lepiej, posiadamy marzenia, ambicje, plany... ale to wszystko w jednej chwili może zostać zaprzepaszczone, w jednej chwili sytuacja może diametralnie się odwrócić. Wszystko, nawet jeśli bardzo tego nie chcemy, jest niepewne. Nikt nie wie, co będzie jutro, czy szary bezsens kolejnych dni nie zmieni się w przepełnione szczęściem i radością chwile? Czy szara rzeczywistość nie stanie się choć na krótko czymś, na co do tej pory czekaliśmy z takim utęsknieniem? Jednak chwile nawet te najpiękniejsze są ulotne i musimy się z tym pogodzić. 

Każda sekunda naszego życia stale ulatuje w bezpowrotną krainę, która stopniowo oddala się, zostawiając w nas coraz słabszy ślad, który także stopniowo zanika. Wszystko, co teraz jest naszą teraźniejszością już jutro należeć będzie do przeszłości.

Przeszłość i ślady przeszłości należące do naszej osoby będą stopniowo powiększać się, aż w końcu będą tak duże, że niespodziewanie zakończymy swój byt na tym świecie. Czy wtedy będzie jeszcze ktoś w czyjej przeszłości będziemy istnieć, czy ktoś będzie o nas pamiętać, czy może odejdziemy z tej ziemi niezauważalnie?... Wydaje mi się, że to sprawa indywidualna każdego człowieka, może to właśnie na te chwile pracujemy przez całe życie. Może o to w tym wszystkim chodzi, może warto iść drogą pełną dobroci i życzliwości, aby kiedy już nas nie będzie, nie przepaść, tylko być z kimś innym do końca jego osobistej "wędrówki" w jego osobistej pamięci. Niestety to kolejne pytanie z mojej listy retorycznych pytań pełnych wątpliwości i w pewnym sensie strachu, strachu o przyszłość i jej sens, którego nie dostrzegam... Jednak chcę choć trochę uspokoić swoją świadomość, wierzę, że kiedy już mnie zabraknie wśród ludzi, że kiedy będę gdzieś w zupełnie innej krainie, o ile będę, to będzie ktoś na tym świecie, ktoś kto będzie żył i pamiętał o mojej osobie...
Jak już wspomniałam wcześniej "życie nasze składa się z krótkich momentów, cudownych chwil i przykrych incydentów" i może nie do wszystkich ten przekaz dociera, może nie każdy dopuszcza do siebie to, co chcę pokazać na przykładzie cytatu z Paktofoniki, która już wcześniej chciała nam to uświadomić, dlatego też myślę, że warto poświęcić chwilę czasu na swoją osobistą refleksję nad tym wszystkim... 

Hmmm... Teraz wydaje mi się, że już doskonale to wszystko rozumiem i chyba dlatego nie ma sensu pisać dalej. W ogóle na tym świecie jest niewiele rzeczy mających tak naprawdę sens, bo w moim mniemaniu słowo "sens" powinno być czymś, co nie przemija, czymś, co nie oddala się w szarą pustkę niezależnie od wszystkich i wszystkiego... I tu nasuwa mi się kolejny cytat: "Świat nie ma sensu, ty musisz mu go nadać", sądzę, że naprawdę coś w tym jest, bo jeśli sami nie nadamy swojemu życiu sensu, to nikt inny tego nie uczyni... nikt nie może zrobić tego za nas, bo "sens" dla każdego może oznaczać coś diametralnie innego i trzeba to odkryć, i zrozumieć osobiście.

Ja swojego sensu jeszcze nie odkryłam... ale nieustannie szukam.

piątek, 25 grudnia 2015

Nie zaufam Wam.

Czy czasem nie czujesz głębokiej potrzeby bycia wyizolowanym od reszty…? Nie masz ochoty zamknąć się w pokoju, posiedzieć samotnie w parku, odpocząć w spokoju od ludzi? Przez to reszta cywilizacji nie przestanie istnieć. Czy czasem nie masz ochoty wyizolować się zupełnie ze świata ludzi? Kończę kolejny kubek kawy i dopiero po dopiciu tego, co pozwalało mi na chwilę oderwać się od reszty świata, zaczynam czuć to, co ostatnio wzbiera we mnie coraz bardziej - odrazę do gatunku ludzkiego. Zaczęłam nienawidzić ludzi. Odkładam kubek. Jedyne co wypełnia moją głowę to obrazy tego, jak inni starali się mnie wykorzystać. Ich fałszywe pyski wykrzywione idiotycznymi uśmiechami. Ich tępawe oczy. Ich puste poglądy na życie. Pamiętam że dawniej było inaczej. Dziecko nie potrafi nienawidzić szczerze. Wierzy, że inni chcą być dobrzy, tylko że to dla nich czasami za trudne. Co się jednak zmieniło? Nie potrafię powiedzieć. Coś musiało sprawić, że przestałam wierzyć w ludzi. To chyba ta bierność z jaką ludzkość ogląda swoje samozniszczenie. To, jak ludzkość stanęła wobec braku perspektyw rozwoju. To te ciągłe mówienie sobie: „Nie uogólniaj!” i ciągłe rozczarowania zagłuszające ten wewnętrzny rozkaz. Nie potrafię odnaleźć się w społeczeństwie.


Nie widzę w nim dla siebie miejsca. Dla niego jestem tylko zwierzęciem. Nie znam ich słów, nie myślę w znany im sposób, nie potrafię odczuwać i reagować jak oni. Przez to niezrozumienie przez resztę człowiek zaczyna przestawać ufać ludziom. Z czasem stają się zbyt obcy.

Wiecie czego kiedyś szczerze pragnęłam? Znaleźć dom w opuszczonym mieście. Tam gdzie ludzie nie chcieli przebywać. Nie musieć słuchać ich wspaniałomyślnych rad i ich uwag. Odizolować się od ich kłamliwych i fałszywych spojrzeń. Przyznaję ,że to wyjątkowo egocentryczne. Tak naprawdę zastanawiam się czemu mam takie podejście do ludzi. Przecież mogę sobie mówić: „Hej, ale przecież nie wszyscy są tobie nieprzychylni, a taki sposób myślenia jest niezdrowy. Mogę się na innych otworzyć!”, ale już nie potrafię. Nie potrafię już czuć się swobodnie w grupie, nie potrafię prowadzić szczerej rozmowy, sama dobrze wiem, że jestem dwulicowa i nie można wierzyć moim gestom lub słowom, nie są często odzwierciedleniem tego, co myślę. Już nie potrafię wrócić do stanu dziecka starającego się rozumieć innych ludzi, szukającego w innych przyjaciół ,z którymi dzieli tajemnice, które czuje się bezpiecznie w towarzystwie „swoich”. I między innymi dlatego jestem żałosna- jestem egocentryczką oceniającą  innych tak jakby byli zawsze równie dwulicowymi jak ja sama. Być może podświadomie potrzebuje tylko, by ktoś wyciągnął w moją stronę pomocną dłoń? Tyle czy w charakterystyczny dla siebie sposób z nieufnością ją odrzucę i postaram się dalej brnąć przed siebie samotnie?

poniedziałek, 21 grudnia 2015

W lewo, w prawo albo przed siebie.

Jest taki moment w życiu każdego z nas, gdy na nic zda się udawanie, gdy nie da się już iść na skróty i gdy, nie tylko z konieczności i dla własnego dobra, trzeba wybrać. Zdecydować.

W lewo, na prawo albo przed siebie. Taki dzień i godzina, gdy trzeba zebrać się w sobie i na przekór obawom i przestrogom innych wreszcie odważyć się na… siebie prawdziwą.

Nie ma znaczenia, czy spodoba się to dalszej czy bliższej rodzinie, sąsiadce z naprzeciwka. Najważniejsze, żeby spodobało się mnie samej. A odtąd już liczyć się

będzie tylko to, w co wierzysz, co daje Ci największą satysfakcję, to czego w głębi duszy pragniesz, nawet jeśli zdarzyć się może, że nigdy tego nie dostaniesz. Ty od tej chwili prawdziwa, a nie udawana. Czy to nie wspaniale?

„Kiedy już staniesz się prawdziwa, to już nie będziesz mogła ponownie być nieprawdziwa” - napisała kiedyś Margery Williams. 

Odtąd zawsze, kiedy popatrzysz na swoją twarz w lustrze, zobaczysz nie zafałszowane i wyidealizowane wyobrażenie kogoś, kim nie jesteś, ale siebie taką, jaką jesteś. Wolnego człowieka, który zdecydował się na to, aby zachwycić się swoim losem z całym jego skomplikowaniem i przewrotnością.

Oto ja, ty, ona. Wszystkie prawdziwe. Autentyczne w złości i w śmiechu, niezakłamane w pytaniach, nawet jeśli te czasami pozostaną bez odpowiedzi. Szczęśliwe, że wreszcie, i to dzięki samej sobie, możemy oddychać własnym rytmem. Lubię, nie lubię, kocham, nie kocham, szanuję, nie szanuję, a wszystko to zależy ode mnie. Jak do tego dojść? Po pierwsze warto zaakceptować fakt, że bycie prawdziwą według naszych potrzeb i możliwości to wieczna kolizja z życiem. Komuś może się nie spodobać, uda się, nie uda i to przeklęte coś za coś. Dom czy kariera, weekend w pojedynkę czy sypiając z wrogiem? Takie bycie w zgodzie z sobą to wieczna kolizja. 

W lewo, na prawo albo przed siebie? Jedno wiem na pewno: wszystko, byle nie na skróty.

czwartek, 17 grudnia 2015

Wybór jest nasz...

Często zastanawiam się, co tak mocno trzyma człowieka przy życiu.

Wielu ludzi cierpi, szacując, może nawet większość społeczeństwa.
Nie chodzi mi tu o zwykłe złe samopoczucie, tylko nieustający ból - frustrację, stratę i inne pochodne tegoż jakże szerokiego pojęcia. Jedni mają ku temu pozornie większe powody od innych; nie mnie oceniać czy bardziej cierpi ten, który wiedzie nędzne życie, przymierając głodem czy ten, któremu brak miłości. W końcu każdy jest inny...

Ale w imię czego mamy się tak męczyć, skoro i tak wiemy, że nie będziemy nigdy naprawdę spełnieni? W prawdziwym życiu nie ma zakończenia pod tytułem: " I żyli długo i szczęśliwie". W stu procentach pewne jest to, że umrzemy i nie chcę tu specjalnie wnikać w to, że może nas czekać życie wieczne, czy reinkarnacja, samo pojęcie religii jest abstrakcyjne (jak i cały świat). Człowiek wszystkiemu na siłę próbuje nadać sens, a praktyki te są najlepszym tego dowodem, sama cały czas się waham... Tak więc, czy czeka nas życie wieczne? - tego nie wiemy.

Zresztą, jak niby miałoby wyglądać? Przedstawia nam się wizję bezkresnego szczęścia, do którego mamy dążyć. Nie wierzę w ten obraz, bez nieszczęścia nie ma szczęścia, bo niby jak mielibyśmy je docenić? To wizja utopii nie mającej racji bytu, pozbawiającej wolnej woli, obdzierającej z innych uczuć... Człowiek nawet jeśli ma cele w życiu, to po ich zrealizowaniu okazuje się, że nadal czegoś brak, że nie tak sobie wyobrażał ten sukces, że to go nie nasyciło. Chce więcej, dłużej... ale się nie da. Najbardziej pragniemy rzeczy nieosiągalnych, a marzenie o szczęściu jest jedną z nich. W takim razie, po co?

Moim zdaniem, warto chociaż zakosztować życia, skoro już takowe jest. Poza tym, pamiętajmy, że śmierć nie przyniesie nam ukojenia.

Ale wybór należy do nas...

czwartek, 10 grudnia 2015

Na pewno ma smutne oczy...

Czasem czujesz, że to wszystko to nic. Trudno w to uwierzyć, ale każdy czasem tak czuje.

Czasem wyobrażasz sobie, że miłość jest niczym fajerwerki. Ledwo dotknie nieba... gaśnie. A po niej pozostaje tylko kawałek przypalonego papieru. A może to fajerwerki, może naprawdę?

Czasem też wierzysz w Mikołaja, nie zaprzeczaj. Bo... bo chcesz wierzyć w coś, chcesz wiedzieć, że ktoś rozumny jest tam na świecie. I wie. Ale w głębi duszy znasz prawdę, znasz swoje myśli i wartości przeczące pewnym nie-faktom. 

Wyjmując talerz pachnących frytek z mikrofali, Bóg na pewno ma smutne oczy. Ale kiedy chłodny listopadowy wiatr kaleczy twoje dłonie i nie znasz na to rady, sądzisz, że wcale nie czuje. Nie smuci się. Ale czy potrafisz wyobrazić sobie Boga podającego ci rękawiczki? On ma chyba na głowie większe zmartwienia.
siadasz na krześle, spoglądając przed siebie. Przyglądając się powietrzu. Ile tajemnic w tych drobnych detalach, ile chciałbyś wiedzieć... Ale gdyby tak dowiedzieć się wszystkiego...

Bo na każdym kroku szok i ból. Myślisz, ''chwile szczęścia'', myślisz, ''to właśnie dla nich warto żyć''. Ale jeżeli taka chwila trafia się na dziesięć przykrych... Czy naprawdę warto?
Kiedy mieszkasz w Polsce, myślisz o tym, by się stamtąd wyrwać, by złamać rutynę. Ale kiedy mieszkasz poza nią, masz w głowie tylko jedną chwilę, jedno wspomnienie. Chwilę, która mówi: wróciłem. I wspomnienie wyjazdu zaraz za tą chwilą. Bo ona jest szczęśliwa, to ona napędza krew w twoich żyłach. I nikt, kto mieszka w tym kraju, nie zdaje sobie sprawy, ile niejeden człowiek poczułby szczęścia, spędzając jeden zwykły dzień na zajęciach danej osoby. Byle poczuć ten zapach ulicy, tych kwiatów z podwórka. Poczuć dumę z reprezentacji tego miejsca tam, gdzie inni czuli dumę z reprezentacji swoich miast czy swoich krajów: Czech, Słowacji, Rosji...

Bo nieustanne porównania nie dają ci satysfakcji, tylko zwiększają tęsknotę. A każda chwila samotności każe zrobić coś głupiego, nie szukasz wyjścia. Idziesz na całość, raniąc innych i cierpiąc za ich złość.

W płuca wciągając dym... Wtedy czujesz w sobie coś, ale czujesz, że nie jest to coś, co chciałbyś czuć. Żadne miłe uczucie, to nie jest czyjś zapach. Po chwili wydmuchujesz z siebie smutek, tak. Czujesz truciznę, ale warto, nie masz wyboru. Czekasz, aż ktoś cię powstrzyma, ale słowa nic nie znaczą. Słowa tych osób. Znaczyłyby coś gesty, złapanie za rękę. Prośba. Czy za wiele wymagasz?
Może rzeczywiście za wiele. Trawiąc realizm, tracisz kolejne drobne na piwo, na wino, na wódkę. Przecież wiesz, że jesteś sam, po co niszczyć wątrobę... To ta wrażliwość, ona podsuwa ci pod nos nadzieję. Nadzieję, przez którą staczasz się... O tak, zrzuć winę na nadzieję. Dużo ci to nie pomoże.

Spotykając nowych ludzi, dowiadujesz się więcej. Podobnie jak z mediów, w końcu ten sam gatunek operuje tym językiem. Tysiące bredni, dziwne syndromy, głód, zespół Aspergera, rodzinna patologia, samobójstwa czynione pod wpływem bezsilności. Zabijanie niestałych problemów sposobem bez odwrotu. Ludzie niszczący sami siebie, zabójcy, ludzie dążący do władzy. Mało kto próbuje odczytać intencje, myśli, sekrety skryte między rodziną i bliskimi... Sentymenty. Patrzymy na nich jak na tło. Jak na pionki, nie zważając na to, że sami jesteśmy szarymi pionkami. Nawet kiedy się wybijemy, mamy w sobie to coś... Odkrywamy podobieństwo. 

To piętno człowieczeństwa...

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Tchórzostwo czy odwaga?

Wielu młodym ludziom wydaje się, że ich życie jest nudne i monotonne. Często w okresie młodzieńczego buntu popadamy w histerię, że nasze życie jest okropne i nie ma sensu. I nawet jeśli tak nie jest, to my zaczynamy w to wierzyć. A dlaczego? Bo jeśli wiele razy się coś powtarza, to w końcu zaczyna się w to wierzyć.

W ciężkich chwilach każdemu zdarza się myśleć, jakby to było, gdyby nie było go na świecie. Jak to jest po drugiej stronie? Jak wygląda śmierć? Często zwykła ciekawość, a czasem poważny problem prowadzą nas do myśli o samobójstwie. Wydaje się, że śmierć jest jedynym rozwiązaniem, gdy wszystko wali nam się na głowę i nie umiemy sobie dać z tym rady. Jednak czy na pewno? Czy taka ucieczka jest słuszna?

I tutaj możemy sobie postawić pytanie: Czy samobójstwo to odwaga czy tchórzostwo? Zdania na ten temat są podzielone. Co jest odważnego w samobójstwie? Myślę, że nawet sama myśl o nim. Bo jak w ogóle można pomyśleć o tym, żeby odebrać sobie z własnej ręki największy dar, jaki otrzymaliśmy? Ale swoją drogą, trzeba mieć dużo odwagi, żeby targnąć się na swoje życie. Mówi się, że robią to ludzie słabi psychicznie, ale nie jestem pewna, czy człowiek, który jest słaby, umiałby sobie odebrać życie. W pewnym sensie więc można uznać samobójstwo za odwagę.

Jednak więcej chyba przemawia za tym, że jest to tchórzostwo. Ucieczka przed problemami, po prostu jest to wybranie najłatwiejszej drogi, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Bo tak naprawdę to wcale nie jest takie łatwe. A przecież zawsze można wszystko rozwiązać i poukładać. Można z kimś porozmawiać, wyżalić się i razem poszukać rozwiązania.

Są jeszcze na tym świecie ludzie, którzy są skłonni do pomocy. Nigdy nie jest tak źle, żeby od razu się poddawać, a co dopiero odbierać sobie życie. No i czy nie jest to swego rodzaju egoizm? Oczywiście, że jest. Bo myślimy wtedy tylko o sobie, że jest nam źle, okropnie i nie chcemy dłużej tego ciągnąć. Ale czy przychodzi nam na myśl wtedy, co zrobią inni, gdy nas już nie będzie? Co na to nasi rodzice? Przecież jesteśmy dla nich największym skarbem, a gdy nas stracą, będą obwiniać za to siebie. Będą czuć się winni, że za mało intere

sowali się swoim dzieckiem, że za mało czasu z nim spędzali, a dodatkowo smutek będzie ogromny. Tak samo z przyjaciółmi. Tutaj nasuwa mi się na myśl cytat:

- Myślałaś kiedyś, co byś zrobiła ludziom, jakbyś się zabiła?
- Ludziom?
- No na przykład mnie.
 - Co bym ci zrobiła?
- Zabiłabyś mojego przyjaciela.

Myślę, że jeśli chcemy żyć z pożytkiem dla siebie, to musimy też żyć z pożytkiem dla innych ludzi. I nie należy wybierać najprostszej drogi, bo to rzadko jest najlepsze rozwiązanie, a na pewno nie jest dobre w tym przypadku.

Co zrobić, żeby nie dopuścić się takiego tchórzostwa? Po pierwsze – myśleć pozytywnie. Poszukać wszelkich możliwych rozwiązań, bo nigdy nie ma drogi bez wyjścia, i nie wstydzić się poprosić o pomoc. Najgorsze, co możemy zrobić, to zamknięcie się w sobie ze swoimi problemami. Nie wolno się poddawać, trzeba być twardym, żyć dalej i mieć nadzieję i wiarę, że wszystko się poukłada. Los często rzuca nam kłody pod nogi, ale zawsze możemy je przeskoczyć. Pamiętajmy, że po burzy zawsze wychodzi słońce.

niedziela, 6 grudnia 2015

Zwyczajne, lecz może jednak nie?

Jest w życiu parę takich rzeczy, o których możemy powiedzieć, że są zwyczajne, a jednak niezwykłe.

Jest parę takich chwil, osób, emocji, które towarzyszą nam codziennie, są z nami zawsze, tak często, że czasami przestajemy je zauważać. Przestajemy je przeżywać. Nie widzimy, jak bardzo są magiczne. Pamiętacie święta Bożego Narodzenia, kiedy byliście mali? Teraz są inne, prawda? Straciły naiwność dzieciństwa. Jest w naszym życiu parę takich niezwykłości, takich małych, dzięki którym życie jest piękne. Często z własnej woli omijamy je szerokim łukiem, nie umiemy się z nich cieszyć i tracimy coś bardzo cennego.

Najlepsze rzeczy w życiu są za darmo, a my w pogoni za szczęściem nie widzimy, że właśnie przeszło nam koło nosa...

Mama… jest taką zwyczajną osobą. Większość z nas ma ją przy sobie od pierwszego oddechu, jest obok nas ciągle, tak nieustannie, jest tak codzienna, a przecież taka niezwykła… Zawsze pocieszy, pomoże, zrobi głupie kanapki do szkoły, troszczy się o nas, kocha.

Są takie chwile, kiedy dzieje się coś niezwykłego a my dopiero potem zdajemy sobie z tego sprawę… są wspomnienia, sentyment, kiedy słyszysz kilka znajomych nut i przypominasz sobie całą historię związaną z jakąś tam głupią piosenką… przeglądasz zdjęcia, a myśli o tym, co widzisz same cisną się do głowy.

To zwykłe rzeczy, kiedy idziesz rano do szkoły i po drodze pomagasz komuś przypadkowemu i czujesz się lepszy, bo zrobiłeś coś, czego nie zrobili wtedy inni. Kiedy osiągniesz coś, na co bardzo ciężko pracowałeś, kiedy jesz obiad z rodziną i uśmiechasz się pod nosem… Jesteś szczęśliwy bo masz wszystkich obok.

Jest mnóstwo takich osób, którym bardzo wiele zawdzięczamy, nie znamy ich wcale, a potrafią zmienić całe nasze życie. Albo znamy ich bardzo dobrze, to nasi przyjaciele będący z nami zawsze, w każdej sytuacji. Kolorują nam nudne popołudnia i długie zimowe wieczory.

To zaufanie, dobro, wiara, troska i ci, którzy nam to zapewniają. To świeże powietrze, kiedy rano otwierasz okno, błękitne niebo, ręce, które masz i możesz nimi pracować, to nasza wyobraźnia, talenty. To miłość, która jest wszystkim, co najlepsze, wszystko jest inne, kiedy podchodzisz do tego z miłością, świat jest inny, gdy ktoś cię pokocha.

To wszystko to tak niewiele, takie ulotne i kruche, ale można to wszystko zauważyć, cieszyć się tym codziennie, czerpać energię z deszczu i żyć tak jakby wszystko było cudem, być tym cudem dla innych.

sobota, 5 grudnia 2015

List do Boga


Wybacz, że nie zapytam, co słychać, ale mój prywatny świat upada właśnie na kolana. Brakuje mi już sił, a wszystko trzeba naprawić, pomalować... ten pędzel jest za ciężki, za ciężki...

Nie rozumiem już kompletnie nic. Moją najlepszą umiejętnością ostatnio jest załamywanie się na zawołanie. Czasami mam ochotę zamknąć się w klatce, i nie robić nikomu krzywdy prócz siebie. Krzyczałabym, kopała, uderzała pięściami w podłogę, aż do krwi. Tylko po to by zagłuszyć mętlik w mojej głowie. Gardło palił by mi płomień, serce pękało by jak zawsze, lecz ze zdwojoną siłą, w końcu wyczerpana bym usnęła, otulona w swoje łzy.Czy to był cel ludzkiego istnienia?


Dotykanie dna opuszkami palców, smakowanie językiem, wciąż zdarte kolana, zniszczone dłonie i krwawiące serce. Siadam na końcu łóżka, mrok spowija pokój. Otulam swoje ciało ramionami i wmawiam sobie, że jestem silna, że dam radę, że nie straszne mi gorsze dni, że nawet jeśli upadnę, to godnie wstanę - to jak codzienna modlitwa. Błagam o siłę do przeżycia następnego dnia.

Tak naprawdę nie jestem do końca pewna czy jestem godna wierzenia w Ciebie, nie oczekuję apokalipsy, nie jestem gotowa na koniec świata.  Nie poszłabym do nieba. Wszystko w życiu ma znaczenie, ale nie śmierć. Śmierć nie ma znaczenia, jest po prostu końcem. Każdy z nas przeżywa swoje prywatne końce świata. Dla niektórych końcem świata jest rozwód rodziców, śmierć kogoś bliskiego, alkoholizm osoby bliskiej, czy nawet zła ocena w szkole. Codziennie przeżywamy małe końce świata. Nie zawsze jednak koniec jest zły, może on zapoczątkować coś nowego, coś wspaniałego. Ludzie boją się śmierci, choć bardzie od śmierci boją sie zmian, które po nie nastąpią.

Śmierć jest nieodłączną częścią życia. Jest ona końcem dotychczasowego życia, ale początkiem czegoś nowego. Wierzę, że trafiamy do innego, lepszego miejsca. Gdzie nie ma tych wszystkich przeciwności losu, bólu ani cierpienia. Gdyby nie grzech pierwszych ludzi, na świecie nie było by tych wszystkich świństw, siedzielibyśmy sobie razem z Tobą w pięknym Edenie. Nie, człowiek zawsze musi coś zrobić po swojemu, zawsze coś spierdolić, choć jest to nie wiadomo jak doskonałe.

Na razie myśl o „końcu” mnie przeraża. Czuję, jakby moje życie było... niedokończone, w zbyt wielu sprawach nie wyraziłam jeszcze swojego zdania, nie przeżyłam tego, co mnie czeka. Czuję, że choć tyle razy upadłam i śmiałam się, to... tak nie wiele. Choć wiele razy myślałam o samobójstwie, zawsze mnie od tego odciągasz. Nie pozawalasz mi już robić kresek na rękach. Chcesz, żebym była czysta. Chronisz mnie, takiego małego burka, który tak Tobą poniewierał jeszcze kilka miesięcy temu... Dzisiaj mówisz do mnie, pokazujesz mi jak bardzo sie zmieniłam, że bycie kochanym burakiem, ma sens. Mam ciągle cichą nadzieje, że mną sie opiekujesz, kiedy płacze ocierasz mi łzy, kiedy upadam podnosisz mnie. Może nie Ty sam, ale przez osoby, które są blisko mnie.

Są chwile, gdy czekamy na śmierć, kiedy jej sobie życzymy. Widzimy w niej taką ulgę, spokój, brak problemów, ale musimy przetrwać ten ciężki okres. Pamiętam czas, kiedy modliłam sie, żeby śmierć do mnie przyszła. Już jej nie chce, chce żyć i naprawiać ten świat, tak ja potrafie.

Jedyne, czego się boję, to to, że po „końcu” nic nie ma. Nie ma przyjaciół, rodziny, pięknego słońca ani rozpaczliwych, przepełnionych samotnością nocy. Boje sie, że po śmierci jest tylko ciemność. Ta niewiedza mnie dobija, nie chce żeby zakopano mnie pod warstwą ziemi i żeby to był koniec. Nie, nie pozwalam na to...

„(...) Ani słowa żalu, ani słowa pretensji. Pytania bez odpowiedzi (...) Pełne czułości i troski listy. Wspaniałe historie opowiadane komuś, kto jest najważniejszy (...) Żadnej pretensji czy skargi. Tylko czasem jakieś prośby lub błagania.”

środa, 25 listopada 2015

Samookaleczenie. :)

Cięcie się, samookaleczenia, napady autoagresji jest to teraz chyba najbardziej popularnym i rozpowszechnionym, problemem ludzi, którzy nie mogą poradzić sobie z przeszkodami w ich życiu. Najczęściej sięgają po żyletkę, z myślą, że im to pomorze.

 Mówią, że to ich najlepsza przyjaciółka, pragnę zaznaczyć, że każdy radzi sobie z problemami na swój sposób i nikt nie ma prawa mówić tej osobie, że jest psychiczna, powinna się leczyć. Nikt kto nie zaznał takiego bólu i cierpienia, nigdy nie zrozumie bólu drugiej osoby. Nie wie tak naprawdę z kim ona się zmaga, i jak bardzo jest jej źle. 

Takiej osoby nie można skreślać, z takiej osoby nie można drwić, ona woła o pomoc. To jest jej krzyk, cichy krzyk. Czasem może watro zastanowić się czy ta osoba na prawdę jest taka, jaka jest, czy nie ma maski fałszywszego uśmiechu. Popatrz czasem na nią kiedy jest sama, jak sie zachowuje, jej oczy, oczy mówią wszystko.

 Czemu ją skreślasz? Bo nie potrafi radzić sobie z problemami. Może nie umiesz jej pomóc, nie wiesz co przeżywa. Dla Ciebie lepiej jest się od niej odciąć i zostawić sobie ją, prawda? Po co mieć kontakt z osobą, która sie tnie? To takie niedorzeczne.

 Pomyśl, jeżeli Ciebie życie potraktuje źle, a ludzie się Ciebie wyprą? Nie został Ci nikt, nikt. Problemy zaczęły narastać, masz ochote krzyczeć, choć wiesz, że i tak nikt Cie nie usłyszy? Wtedy zrozumiesz, co czuje osoba, która czuje sie już tak od dawana? Jej życia, nie można nazwać życiem. To tylko szara egzystencja, albo czekanie na śmierć.

Znikąd pomocy. Nie życzę Ci tego. Jeżeli kiedykolwiek będziesz miał problem, pomogę Ci. Nie jestem Tobą, żeby skreślać, kogoś na starcie, bo postawił kilka kresek na swoim ciele. Twoja słowa są niczym... w porównaniu do problemów takiej osoby... NICZYM.

 Możesz sobie mówić, śmieć się, uwierz nie przez takie bagno się przechodziło, nie takie rzeczy się słyszało, więc DARUJ SOBIE czasem głupie docinki. Za nim skreślisz kogoś przez to, że się tnie, to zapytaj co sie dzieje...


czwartek, 19 listopada 2015

Jestem tu!

Tu jestem. TU! Ale nie patrz. Nie wysilaj się. Dobrze wyglądasz z opuszczoną głową. Nie brak Ci niczego. Też tu jesteś. W tym miejscu co ja.

Wiesz, co to za miejsce. Jesteś jednym z wielu. Który to raz? Nie powiesz?  Nieważne. Ktoś Cię prosił, odczep się. Tu w tym miejscu. Nic ciekawego. Żadnych ciekawych miejsc. Żadnych ciekawych ludzi, a między nimi ja - też nieciekawa. Co za miejsce. Co ja tu robię? Nie chce tu umrzeć. Jakie to nudne. Urodzić się w takim miejscu, jest równe temu jakby się w ogóle nie narodzić. Co ja tu robię? Po co ja tu jestem? To życie jest takie szare. Tu nic nie ma. To miejsce nie istnieje. Czy ktoś wie, że tu jest takie miejsce, gdzie nic nie ma? Tu... nic nie ma. Nic. Po co się budzić? Po co wstawać? Tu nic na mnie nie czeka. Ani nikt, ani przyszłość, ani miłość. To dziura. Dziura bez dna.


Wszystko takie szare, nawet latem. Nawet latem. Już się nie dziwisz. Sam widzisz. Mylę się? Nie musisz nawet kręcić głową, ja już wiem. Mam to samo. Ale co ja mogę? Nic. Rozumiesz, o co mi chodzi? Utkwiłem tu. Utkwiłem i nie ma nic przede mną. Dlatego się zastanawiam. Po co, po co ja tutaj? I wstaję, i wychodzę. I wracam i noc. Za jednym, za drugim i za kolejnym razem. Nic się nie zmienia. Nawet pory roku. Wszystko i tak szare. Takie to miejsce, że nic się nie zmienia. I chodnik i trawa, i sklep – szare. Jak przez szare okulary. Nie wiesz, o co mi chodzi. Wcale nie rozumiesz. Jak tu można cokolwiek, jak tu się czas zatrzymał. Jak tu nie rosną drzewa, jak tu nie ma zimy. Jak tu nie ma wiosny. Jak tu nie jesieni, nie ma lata. Tu wszystko jest szare, tu się nie rozróżnia. Tu – wszystko takie samo.

Ktoś idzie, kto to idzie? Szarość. Jedna szarość obok drugiej, trzymają się za szare ręce. Widzisz, jacy są szarzy? Tu NIC nie ma. No popatrz, co widzisz. Tam. No co widzisz, powiedz. Co? Nie słyszę, powtórz. No głośniej! No dalej! Dobra, nie mów. Ja wiem. Bo tu nic nie ma, tu wszystko jest szare. Tu nikt nie zna barw. Barw nie nosi, barwą nikt nie operuje. Tu nikt nie wie co to. Takie to jest miejsce, że tu nikt nie wie. A ja tu jestem też. I mam lustro. I ono ma barwę. Kiedy w nie spoglądam, ono ma barwę. Ta barwa to ja. Bolą mnie oczy. Odwracam wzrok. To boli. Wszystko wokół szare. Tak, patrzę w ziemię. Po co mam podnosić głowę? Tu nie ma po co. Tu się tylko przebywa. Nic więcej się tu nie robi. To puste miejsce. Tu nie ma hałasu, tu nie ma ptaków. Żadnych zwierząt. Ktoś miał kiedyś psa. Zszarzał. Bo jak inaczej.

Nie uciekaj, nie widzisz, jak tu pięknie? Zostań! I gdzie pójdziesz? Stąd nie ma ucieczki. To osobny świat. W którym nic nie ma. Tu ludzie rodzą się, żeby umrzeć. Nie? Zobacz. Ja się urodziłem dziś. Wiesz, co zrobię jutro? Umrę. To są dwie rzeczy, które się tu robi. Nic innego tu nie ma miejsca. Będę miał ładny grób. W szarym kolorze. Moim ulubionym. Tu wszyscy lubią szary. Bo to kolor ich życia. I mojego. Muszę już kończyć, cześć. Nic nie rozumie. Zrozumie. Te łzy. Te na policzku. Skapują na chodnik.


Dlaczego Ty stoisz? No idź. Tu nie ma po co płakać. Nie maż się. Kiedyś przyjdzie lato. Wiesz, kiedy to będzie? Pojutrze. Może wtedy przyjdzie lato. Albo to, czego będziesz chciał. Może. A może nie. Może nic nie będzie, tak jak tu. Ale nie myśl. Niedługo to wszystko się skończy. Szybko minie, zobaczysz. Wiem, bo już to przeżyłem. Nie jestem tu pierwszy raz. Ciągle tu trafiam. Nie wiem, nic nie zrobiłem. Czy ja już umarłem? Już nie mam łez. Już nie mogę płakać. Już nie umiem. A Ty jeszcze możesz. To dopiero drugi raz, jeszcze masz łzy. To minie. Przyzwyczaisz się.



Nie wierzysz mi. Po co mam kłamać? Tu nie ma po co. Chodź. Oprzyj się o mnie, usiądź. Tak, możesz. Ale ja już nie mogę płakać. Przykro mi. Już zamknij oczy, już śpij. Śpij. Taka pustka, taka cisza. Taki spokój. Twoja głowa na moim ramieniu. Spoczywa cicho. I nikogo nie dziwi. Bo tu nic nikogo nie dziwi. Ale Ty wiesz. Ty wiesz, Ty czujesz w sercu. Wiemy oboje. Nam nie wolno. ON nie chce. Ale to się nie liczy. Twoja głowa na moim ramieniu. To ma barwę. To wzrusza serce. To serce nie szare. Twoje oczy. Śpią otwarte. Patrzysz przed siebie. Na nic. To tylko oczy otwarte. Ale one już nie chcą widzieć. Twoja głowa na moim ramieniu. Czuję. Czuję to ciepło. Tu w tym miejscu. Tu jest dobrze. Stąd nie trzeba uciekać. Nie kiwniesz nawet głową. Milczysz. Ja wiem, Ty to wiesz. Ty to wszystko wiesz. Po co ja mówię. Mogę też zamilknąć. Dla tej ciszy. Ty ją znasz. Ze swojego serca. Ale ta cisza sprawia ból. A ta cisza wokół nas. Ona uspokaja. Dlatego Twoja głowa na moim ramieniu. Dlatego ta łza spływa bezwiednie. I nikt jej nie widzi. Twoja twarz w bezruchu. Skamieniała zupełnie. I tylko ta łza. Ja też płaczę. Przecież już nie umiem. Zobacz. Sprawiłeś łzę na moim policzku. To dobrze. To nikogo nie dziwi. Tu nic nikogo nie dziwi. Ale dla nas. To jest wiele. To coś znaczy. To nas łączy. Coś się zmienia. To my. Twoje oczy zmieniły kolor. Na błękit. To Twoje łzy. One wypłukały z nich szarość. A moje oczy nadal szare. Jeszcze jest czas. Moje powieki są ciężkie. Próbuję je powstrzymać. Ale jeszcze tu jestem. Ty już odszedłeś. Smutno tu bez Ciebie. Przecież Twoja głowa na moim ramieniu. Chcę być z Tobą. Już idę. Zamykam powieki…

_____
Post trudny do zrozumienia, nawet przeze mnie. 

poniedziałek, 16 listopada 2015

Jesteś tam? Odezwij się.

Jeśli istniejesz, to mam dla Ciebie radę Panie wszystko - wiem - najlepiej.


Gdy tworzyłeś świat i jego całą zawartość, mogłeś choć na chwilę przemyśleć, że stworzeni przez Ciebie nie będą wystarczająco silni, by przeanalizować, zrozumieć i rozwiązać problemy, których wymyśliłeś tak wiele. Ty Boże, jeżeli tam jesteś, nie możesz sie mylić... Kim jest Bóg i jak bardzo mylną jest istotą, skoro jesteśmy stworzeni na jego podobieństwo.


Hmm.. Jest druga, od kilku godzin do mojego pokoju nie wlewa sie zza okna żądne światło. Ty, nazwałeś to nocą - czas przemyśleń, rozważań. Czas rozmów, które tracą znaczenie wraz ze wschodem słońca. Musisz wybaczyć mi złość, którą kieruję często w Twoją stronę. Nie mam usprawiedliwienia , ale chętnie dowiem się, czemu nie zawsze jest tak jak, Cię o to proszę.  Nie prosiłam o wieczne szczęście, dom z basenem, cudownych przyjaciół i życia jak z bajki. Prosiłam i to nie raz - o trochę siły, żeby poradzić sobie ze wszystkim, co mnie spotyka. Myślę, że to nie dużo, prawda? Nie, nie chce słyszeć, że wystawiasz mnie na próbę, że robisz to po to by sprawdzić moją wiarę. Skoro zostałam stworzona na twoje podobieństwo, zwątpienie nie powinno być Ci obce. Nam - ludziom - nie jest. Myślę, że wiara jest ryzykowna. Stawiam na to, że jesteś, ale gdyby nagle okazało się, że wcale Cię nie było nigdy? Poczułabym wielki zawód, bo wierzyłam w coś co tak naprawdę nie istniało. Wszystko było oszustwem.

Czym jest więc wiara bez odrobiny ryzyka? Nie istniałaby. A ludzie boją sie ryzykować.

Usłyszałam kiedyś Boże, iż ludzie wierzą w Ciebie, ponieważ boją się śmierci i tego, że wylądują w piekle przez to, że nie wierzyli chociażby odrobinę w Twoje istnienie. Czemu zatem bali się piekła, skoro nie istniało by ono, gdyby nie ty?

Jestem człowiekiem, i jak każdy wątpię. Nawet w te najdrobniejsze, błahe rzeczy. Czasami wątpię, iż moja fryzura utrzyma się w idealnym stanie do końca dnia, a czasami wątpię w to, że uda mi się wygrać walkę którą toczę sama ze sobą.Wątpliwość jest wszędzie. Do czego więc zmierza Kościół? Czemu, skoro nie wierzymy, mamy być potępieni? Czemu, Boże usłyszałam, że dałeś mi kolana po to by się przed Tobą uginały? Do czego zmierza świat?

Jeśli tam jesteś, jeśli możesz mnie teraz usłyszeć, to klęczę tutaj, być może nie fizycznie, przed Tobą Boże, ale proszę o jedną rzecz. Proszę o siłę, żebym mogła wytrzymać rzeczy, których inni nie potrafią. Siłę, żeby walczyć do końca, bo dopóki walczysz jesteś zwycięzcą. Siłę, której zabrakło wielu ludziom, o których dużo osób już nie pamięta.

Stworzyłeś nas słabymi, więc czy tak wiele: prosić o siłę?

I jeśli tam jesteś, to proszę Cię o odrobinę wyrozumiałości. Każdy wątpi, zakładam, że nawet Ty czasami w nas. Nic dziwnego. ja już ludziom nie wierze. Proszę o odrobinę kolorów dla tych, dla których wszystko jest szare. Chciałbym też prosić o siłę, by moje ręce były gładkie i  nie miały zbyt wielu blizn od bezsilności.

Nie znaczę wiele dla świata, więc i dla Ciebie też mogę być nikim. Ale jeśli, tam jesteś to proszę wysłuchaj mnie. Proszę tylko o wytrwałość dla tych, którzy jej nie posiadają.

Jeśli tam jesteś, to ja w Ciebie wierzę. Zaryzykuję i postawię na Ciebie. Jeżeli tam jesteś Boże, choć pewnie masz różne zmartwienie, to pozwól mi siebie w końcu poczuć.

Znacie to uczucie, gdy rano przecieracie oczy, a dłonie wciąż pachną wam snem? Zapach, którego Twój nos nie potrafi wyczuć, a jednak Twój umysł tak. Moje dłonie aktualnie nie mają żądnego zapachu... oprócz mojego, ale ja go już nie czuje, przyzwyczaiłam sie. Może z Bogiem jest tak samo? Może jeżeli uważamy, że go nie czujemy, to tylko dla tego, że jest z wami od zawsze i już przywialiście do jego obecności? Tak jak do zapachu?

Myślę, Boże, że dlatego nie czułam tak dawno Twojej obecności. Może dla tego, że jesteś ty teraz z mną?

Do wszystkich samotnych ludzi, którzy czują, że nie znaleźli swojego szczęścia. Szukaliście go w ogóle? Ono jest wszędzie, wokół nas. Musicie się nauczyć tylko na nie patrzeć. Nikt nie nauczył nas cierpieć, to umiemy od zawsze, ale szczęścia musimy sie nauczyć. 

Boże, jeżeli tam jesteś, naucz nas odnajdywać szczęście, skoro nie masz możliwości, by nam je dać.

Miłej nocy, Dobranoc. Kocham Cię.

środa, 11 listopada 2015

Introwertyk, odludek świata ekstrawertyków.

Nie przepadasz za tłumem, nie przeszkadza Ci samotność? - z pewnością masz coś z introwertyka. Rzadko dzielisz się własnymi emocjami, wolisz radzić sobie z nimi sam?  - masz coś z introwertyka. Niestety, cecha ta w dzisiejszym świecie, kiedy cenione jest bycie najlepszym, najmądrzejszym i najgłośniejszym nie znajduje zbyt wielkiego uznania. Wolimy ludzi bardziej ryzykownych, impulsywnych, myślących szybko, lecz niedokładnie. Na topie jest krzyczenie cały czas: JA, czyli wszystko co wymaga wielu kontaktów społecznych i bycia w centrum uwagi.

Ten świat pędzi coraz szybciej i jest coraz głośniejszy, jest stworzony przez i dla ekstrawertyków. 

Dążymy do utopijnej rzeczywistości, dla której introwertycy są przeszkodą. Introwertyk to typowy flegmatyk, woli przebywać sam, nie przeszkadza mu brak znajomych, imprez. Stara się nie zawracać na siebie uwagi. Społeczeństwo złożone w większości ekstrawertyków nie rozumie ludzi o przeciwnym sposobie bycia, w ten sposób spychając introwertyzm w szufladki z napisami "patologia", "depresja", "zaburzenia myślenia". Introwertycy stają sie drugą kategorią ludzi.

Nie bądź odludek, chodzi z nami na imprezę, napijemy się to wyluzujesz.


Introwertyk jest zaszczuwany przez społeczeństwo, często nieświadomie. Wyciąganie ludzi z charakterem introwertycznym, graniczy z cudem. Oni nie lubią wychodzić ze swojej "strefy komfortu", szczególnie z ekstrawertykami, którzy wysysają ich energie.

Jest nieśmiały, trzeba coś z tym zrobić!


Na pewno niektórzy są nieśmiali, ale introwertyzm nie jest podobny do nieśmiałości. Nieśmiałość to lęk przed ludźmi, introwertycy unikają ludzi dlatego, że oni wysysają im energie.

Czemu on nie lubi ludzi, to totalny egoista...


Introwertycy przekładają jakoś nad ilość w kontaktach społecznych. Dlatego mają mniej znajomych, czy wielkiej ekipy do zabaw, wolą swoją małą stałą grupkę przyjaciół.

Nie masz nic ciekawego do powiedzenia? Nudny jesteś... 


To, że nie mówi tego na głos, nie znaczy, że się nie myśli. Introwertycy często nie werbalizują swoich myśli, czy pomysłów, także dlatego, że potrzebuje czasy, by je poukładać.

Ciągle chce być sam, może ma depresje?


To, że introwertycy lubią być sami, nie znaczy że mają depresje. Kiedy introwertyk wycofuje się ze świata, znaczy, że jest wyczerpany i chce odpocząć w samotności.

...

Ten post mógłby być bardzo długi, przesycony wieloma wiadomościami, ale po co? Prosty przekaż jest najlepszy, i nie ma co ukrywać. Zawarłam w tym poście wszystko co, chciałam na początek, kiedyś może rozwinę temat. :)